Nowe wieści z frontu.
Wczoraj nie wy3małam i pojechałam na Lindleya. Najpierw od pyty czekania, bo lekarze akurat operowali (chociaż i tak ja nie czekałam długo, była babka, która czekała parę godzin, a potem, jak już się doczekała wizyty, zrobiła taką awanturę, że lekarz wezwał ochroniarza). Kiedy weszłam do gabinetu, lekarz obmacał mi kolano i wysłał mnie na RTG, a gdy zapytałam, co podejrzewa, powiedział, że łękotka, i że w ogóle to powinnam była iść na Solec, bo tam rozpoczęłam leczenie.
Poszłam na prześwietlenie, zdjęcie oglądał inny lekarz i orzekł, że nic tu nie ma i że niepotrzebnie mnie faszerowali promieniami. Również obmacał mi kolano i też musiałam się dopytywać, co mi jest, bo chcę to kurde wiedzieć i już. Powiedział, że naderwana torebka stawowa i że to normalka, że boli przez ok. 6 tygodni. Powiedział, że mam oszczędzać nogę, nie chodzić na długie dystanse i nie uprawiać intensywnych sportów, zezwolił jedynie na pływanie.
No cóż... czeka mnie zwijanie się z bólu przez półtora miecha najwyraźniej...
Jutro USG. Na wsjakij pażarnyj slucziaj wolę je zrobić.