A mówiłem Raffi że coś za blado wyglądasz , i poganiałem do lekarza.
No to i poszedłem przecież.
Ale nie lubię bywać u lekarzy. Ile razy nie pójdę do jakiegoś, to każą się położyć i udawać trupa, albo gadają że z takimi wynikami to jest prawie niemożliwe by żyć, a już na pewno by jeździć rowerem.
W kolejności chronologicznej:
-"z takim sercem ma Pan przed sobą pół roku życia" (rok 1998, 3 lata później przejechałem naraz 560km rowerem, w 28h45m)
-"rany Boskie, Pan ma gruźlicę" (rok 2001, później okazało się, że nie mam gruźlicy, za to jestem na nią dożywotnio odporny)
-"to niemożliwe, by obojczyk zrósł się po złamaniu w 9 dni" (2002? podczas zdejmowania gipsu, 9 dnia po założeniu, rano)
-"Ma Pan poważnie skręconą kostkę. Przez miesiąc nie będzie Pan mógł jeździć rowerem" (2005, tydzień później wróciłem do pracy na rikszy)
-"z takim wynikiem hemoglobiny to Pan nie powinien być w stanie podjąć żadnego wysiłku" (2011, kilka godzin wcześniej na gokartach na torze Imola uzyskałem najlepszy czas dnia i objechałem wszystkich kumpli)
Powoli dochodzę do wniosku, że jest w tym zarysowany pewien powtarzający się schemat działania
tj. nastraszyć i niech udaje trupa
BTW. Jakby ktoś wiedział ile wynosi minimum poziomu hemoglobiny we krwi, przy którym medycyna uważa, że już się powinno umrzeć, to chętnie porównam z moimi wynikami - z czystej ciekawości, czy znowu mnie nie bajerowali
Nigdzie w necie takiego info nie znalazłem, tylko info o "normie",a tą to nawet głupio z moim wynikiem porównywać