W inszym wątku napisano:
W niedzielę widziałem nowiutkie barierki w Al.Prymasa 1000-lecia x Kasprzaka (PKP Kasprzaka 06). Działa skutecznie, wreszcie można przejechać spokojnie obok przystanku za wiatą. Barierki są na tyle długie, że nikomu nie przychodzi ochota włazić tam
Uprzejmie donoszę, że określenie "nikomu" jest mocno przesadzone. Owszem, dobrze, że te barierki tam są, większość pasażerów zatrzymują na przystanku. Za barierką, czyli na ddr, jest Kącik Zakochanych, Poczekalnia dla Indywidualistów oraz Izolatka dla Udręczonych Niewolników Nałogu, którzy pragną odetchnąć świeżym powietrzem swojego dymka nieco dalej od, jakże uciążliwej, ulicy.
Swoją drogą, ja ten odruch rozumiem. Al. Prymasa to dla mnie symulacja Piekła. Hałas, smród, brak zieleni, kurz i patelnia w lecie. Jeśli akurat poruszam się pieszo, w wielu miejscach Warszawy tęsknie patrzę na drogę rowerową tylko dlatego, że jest DALEJ OD JEZDNI. I jak tak sobie patrzę na pieszych, to w wielu osobach odnajduję dokładnie ten sam odruch - odsunąć się od tego piekła, które przetacza się obok w postaci hałaśliwych śmierdzieli, plujących spalinami. Może nie łażą po ddr złośliwie, tylko tak naturalnie zbaczają tam, gdzie im będzie lepiej
W omawianym przypadku w Al. Prymasa ludzie wchodzą latem na ddr, nawet mimo barierek, z jednego prostego powodu - tam się nie da wytrzymać bez minimalnej dawki cienia, którą daje niestety tylko wiata przystankowa, więc chowają się za nią. Nie wiem, czy kogoś to skłania do myślenia, jak megaważne są drzewa, ale dla mnie to oczywiste.
Inna sprawa, że łyknięcie sobie pełną piersią i otwartym gardłem porcji dymu papierosowego, i to tak z zaskoczenia, zanim mam szansę zamknąć drogi oddechowe przed tym syfem, to jedna z najobrzydliwszych rzeczy, jakie mnie spotykają w codziennym życiu ze strony bliźnich.