Bądźmy szczerzy - w sytuacjach awaryjnych człowiek nie myśli rozsądnie, większość zrobi zupełnie inaczej niż teraz pisze. To są sekundy, tam nie ma czasu by się zastanawiać, tam człowiek działa instynktownie, podświadomie. Mało kto zachowuje pełną trzeźwość umysłu podczas takich sytuacji, działa się wtedy odruchowo.
Dokładnie wypadki drogowe nie trwają pół godziny, nie trwają minuty, to są zdarzenia nagłe, które trwają maksymalnie kilka sekund.
Ktoś mi kiedyś na pewnej ogniskowej NMK tłumaczył, że do takich zdarzeń prowadzą pewne, względnie podobne okoliczności i trzeba umieć sobie wyrobić odruchy prawidłowej reakcji.
Mówiąc dosadniej wpie..przyć sobie do głowy, co robić, a czego nie, bo jak dojdzie do zdarzenia to nie będzie czasu na studiowanie sytuacji.
Przykładowa uwaga skierowana tak do kierowców jak i rowerzystów.
Co roku jest mnóstwo ofiar wypadków spowodowanych w cudzysłowu przez: psy, koty, sarny, kuny leśne, zające, lisy itd...
To co kazano mi sobie wbić do głowy, to że: NIE ZMIENIAMY GWAŁTOWNIE TORU JAZDY , z tego tylko powodu że, pies, kot, inne boże stworzenie wtargnęło nam na jezdnię.
Można próbować nawet gwałtownie przyhamować, ale nie próbować na siłę ratować psa czy kota kosztem siebie czy innego człowieka.
Jak jest to ważne niech dowiedzie fakt, że w środku Mokotowa, na Odyńca, nocą, na bardzo mokrej jezdni ja i kierowca jadący z przeciwka mieliśmy spotkanie z kuną domową, która bardzo ukosem i zaskoczenia przebiegła nam drogę. Było nagłe hamowanie, które uratowało kunę.
Ale ani ja, ani kierowca zielonego Seicento nie zmienialiśmy toru jazdy, nie licząc nie wielkiego uślizgu elementów naszego tylnego zawieszenia ( w mym przypadku tylnego koła roweru ).
Nie będę się chwalił jechałem wtedy na Nocną Masę Krytyczną