Pan twierdził, ze mnie nie widział. Nie wiem jak było to możliwe
Bardzo prosto - po prostu miał wszystko w dupie nie nie patrzył. SUV mentality.
A co miał powiedzieć? "Chciałem zdążyć albo wymusić pierwszeństwo"?
Skłaniam się raczej ku wersji, że za specjalnie się nie rozglądał. Było dość pusto i pewnie myślał, że jak nic nie jechało to już nic nie przejedzie, ech.
Zostało Ci zasugerowane, żebyś się przestraszyła i nie wzywała policji, albo nie składała zawiadomienia albo coś. Żeby przerzucić odpowiedzialność na Ciebie. Bo wina była niewątpliwie jego.
Nie, nie. W ogóle byłam bardzo pozytywnie zaskoczona reakcją ludzi. Jakiś kierowca, który widział to zdarzenie zablokował ulicę jak jeszcze leżałam na środku, w ogóle zebrało się kilkoro przechodniów oferujących pomoc plus rowerzysta, który jechał kilkaset metrów za mną, ktoś od razu wezwał policję i karetkę.
Nie wiem na ile wynikało to właśnie z dobrej postawy innych osób i świadomości, że "koś to widział", a ile z samego podejścia kierowcy, ale facet sam przyznał się, że to jego wina, nie robił mi wyrzutów ani problemów. Dostał pakiet punktów plus mandat. Myślałam całkiem trzeźwo, ale teraz pamiętam tylko, ze on powtarzał, iż mnie nie widział, a ja się w kółko pytałam 'jak to możliwe'.
Policja też była super- naprawdę byli niesamowicie sympatyczni, nie sugerowali mojej winy wynikającej z braku kamizelki i innych tego typu gadżetów.
Natomiast powiem Wam, że służba zdrowia to jakaś pomyłka.
Przyjechała karetka, powiedziałam im, że nie pamiętam czy uderzyłam mocno głową o asfalt, ale, że chyba mam zdartą skórę. Wyobrazcie sobie, że zmierzyli mi jedynie puls i cisnienie, ratowniczka z karetki powiedziala, ze nie miesci sie w normie (no rzeczywiście, dziwne) po czym podczas gdy inny lekarz spisywal dane, skupila sie na krytykowaniu mojego wygladu. Nie wiem czy to taka taktyka by sprawdzic, czy poszkodowany kontaktuje, ale chyba kilka razy uslyszalam, ze mam paskudne kolczyki i ona nie rozumie jak moglam sie tak z wlasnej woli oszpecic. Nie zainteresowala sie natomiast zadnymi innymi objawami.
Odmowilam pojechania do szpitala, bo pomijajac stres zwiazany z tym calym wydarzeniem, teksty o kolczykach, sugerowanie bycia pod wplywem alkoholu i zarzucanie mi proszenia sie o wypadek z powodu braku kamizelki oraz kasku i jazdy po nocy, naprawde wyprowadzily mnie z rownowagi. Niemniej niedługo potem pojechalam z rodzicami na SOR gdzie mimo naprawdę sporego bólu głowy dostałam jedynie wskazanie łykania paracetamolu, uhh. -_-
W ogóle przepraszam, że tak się tutaj Wam żalę, do tego nieco nieskładnie, ale jakoś strasznie to przeżywam.
A wiecie co w tym jest najgorsze?
Że rowerem jeżdżę już od dłuższego czasu, ale dopiero niedawno przeszły mi opory jeżdżenia po wielopasmowych ulicach. Niemniej od tego maja, kiedy już nim poruszam się codziennie (tak, tak, jestem dzieckiem Waszych nauk jazdy
) doświadczylam samych sympatycznych zachowań ze strony kierowców, wszystkich naokoło przekonywalam, ze "nie jest tak źle", a teraz to wydarzenie całkowicie zaprzecza moim słowom... :/