Podobno większość wypadków ma miejsce do 1km od domu. Coś w tym chyba jest...
Wtorek, 21 sierpnia.
Jestem umówiony na wieczorną przejażdżkę. Wyjeżdżam z garażu na ulicę i na pierwszych światłach decyduję się na ścieżkę wzdłuż KEN (okazuje się że to był błąd - trzeba było jechać ulicą).
Ruszam żwawo, nabieram prędkości, ale bez przesadnie. Za chwilę będą dwa zakręty i światła.
Sekundę przed złożeniem się w zakręt widzę po lewej zipiącego gnojka na góralu, który zaczyna mnie na tym zakręcie wyprzedzać. Moment później widać zauważa on jadących z przeciwka rowerzystów. Jeżeli by się jeszcze złożył w zakręt to pewnie byśmy się wszyscy jakoś pomieścili. Niestety on jedzie prosto i wali na mnie zajeżdżając mi drogę.
Prawy pedał jego roweru wchodzi mi pomiędzy szprych przedniego koła, a ja już w powietrzu, lecąc przez kierownicę wiem że będzie bolało...
Ląduję i zdążę jeszcze powiedzieć "co ty ku.... robisz?" po czym nie mogę przez chwilę złapać oddechu. Wszystko mnie boli. Powoli wstaję, przeganiam gówniarza, który wyszedł z tego bez szwanku i człapię z rowerem do domu.
Ze strat w rowerze odnotowuję tylko wyrwaną szprychę (w zasadzie nie miałem jeszcze siły zejść do piwnicy i oblukać bika). Trochę gorzej jest ze mną - zdarte kolana i łokieć, ból nadgarstka i masa siniaków wszędzie, ale najgorszy jest silny ból w klatce piersiowej. Utrudnia wszelkie ruchy, schylanie się, podnoszenie czegokolwiek, ale co gorsza też oddychanie. Podejrzewam pęknięcia lub złamanie żebra lub żeber.
Tak więc podstawowe wnioski:
- ścieżki rowerowe a tym bardziej chodniki są dużo bardziej niebezpieczne w porównaniu do ulic - zrobiłem bilans różnych przygód z ostatnich lat i wyszło na to że tylko na ulicach nie miałem nawet najmniejszego incydentu
- zasadność jeżdżenia w kasku rowerowym na co dzień wydaje się niewielka - wszystkie incydenty kończyły się zdartymi kolanami, łokciami, obitymi barkami, klatkami piersiowymi i kontuzjami praktycznie każdej części ciała, ale nigdy w najmniejszym stopniu nie ucierpiała głowa - tak już człowiek ma że odruchowo ponad wszystko chroni głowę
- i rzeczywiście coś jest z tymi wypadkami że zdarzają się w pobliżu domu
Ps. To mój pierwszy post na forum. Z WMK jeżdżę od 2003 roku. Mam więc nadzieję że wykuruję się wystarczająco na kolejną Masę, gdyż nie opuściłem jeszcze żadnej od ponad roku i mam zamiar podtrzymać tę dobrą passę.