Ja też kiedyś jeździłem na nocne masy - byłem praktycznie na każdej oficjalnej i niemal co tydzień na nieoficjalnych. Potem zabrakło mi czasu. Teraz mam swoją małą grupkę rowerowych znajomych i z nimi wolę wyskoczyć gdzieś na miasto w nocy albo w trasę 160 km.
Myślę, że problem polega na tym, że praktycznie nie da się dostosować warunków NMK tak, aby odpowiadała wszystkim. Dla jednych będzie za szybko, dla niektórych za wolno, za dużo postojów, za mało, kwestie typu oglądania jakiegoś pomnika zbyt długo i rozpatrywanie sensu takich przerw myśląc o jeździe 3 pasmówką V40 zamiast jakimiś małymi uliczkami po progach zwalniających, bądź po DDRach...
To tylko przykłady próbujące pokazać fakt, że każdy ma inny styl jazdy. I nie chodzi tylko o prędkość, dystans czy rodzaj nawierzchni, ale np. miejsca wybierania postojów: niektórzy chcą się zatrzymać przy pomniku, pod jakimś zabytkiem i posłuchać o tym 20-minutowej historii, inni chcą jechać w tempie bardziej ruchliwymi drogami (wiele przeciętnych rowerzystów boi się zza dnia wjechać np. na trasę toruńską czy aleje jerozolimskie), inni zakupić się w tesco i skończyć na ognisku przy piwku. Jest wiele innych możliwości.
Oczywiście, że super by było gdyby nocna masa pasowała wszystkim, ale tak nie jest i nie będzie - co widać zarówno po postach na forum jak i samych przejazdach. Ja na przykład nie mogę narzucać swojego tempa, tras i miejsc na postój innym, bo było by to zwyczajnie niegrzeczne. I to jest główny powód mojego jeżdżenia w gronie bliższych znajomych, bo wszyscy preferujemy ten sam styl i po prostu nam to odpowiada.
Najważniejszym plusem jakim widzę w NMK bez względu akurat na formę w jakiej się odbywa jest fakt, że możemy poznać nowych ludzi, z którymi możemy potem jeździć... ale nie tylko na masach i lajtrowerach ale też umawiając się po prostu "prywatnie".
Myślę, że żeby spotkać się na rower nie musimy nazywać tego nocną masą, oficjalną, nieoficjalną, lajt rowerem czy bóg wie jeszcze czym, pisać regulaminu, wymyślać stałej godziny, a potem kłócić się, kto prowadzi, kto załadował 10 szosowców w błoto, albo dlaczego staliśmy pod jakimś obeliskiem 40 minut.