słuchajcie nikt mi nie powie, że da się dziś przejechać przez centrum w ogóle nie moknąc. nie ma mocnych. i nie chodzi mi o ulewę - w większej jechałem w ubiegłym tygodniu z Helu do Jastrzębiej Góry, ale o kałuże, czy też regularne rzeki płynące warszawskimi ulicami. co z tego, że pelerynka z decathlonu zdała egzamin skoro nogi mokre dokumentnie. spd przemokły na całej lini (mam nadzieję, że się nie rozkleją), spodnie na wysokości łydek takoż.
gdzieniegdzie lepszy byłby kajak niż rower.
rower chlapie bo nie da się uniknąć przejazdu przez wodę i ochlapania się (u mnie na marysinie woda na ulicy tak do pół łydki, na chodniku nieco mniej, ale i tak dużo), także samochody dorzucają swoje trzy grosze.
dojechałem dziś do pracy - wylałem wodę z butów, wyżąłem skarpetki i dopiero zasiadłem przy biurku. dobrze, że mam u siebie komplet ciuchów do przebrania (łącznie z bielizną)