Szkoda tylko, że to "syzyfowa praca"
.
Bo jak widać na zdjęciu, ślad za walcem nie stanowi jednolicie płaskiej powierzchni.
A dopowiem to, czego nie widać. Że ta pozostawiona powierzchnia wcale nie jest ubita.
Aż wierzyć się nie chce, bo to 3-tonowy walec. Ale to prawda.
I choćby przejechał to i 10 razy - to i tak nie poprawi, a tylko pogorszy.
Jeśli tylko będzie to robił, tak jak robi.
Tak wynikało akurat z obserwacji, a nie z rozmowy.
A tak w ogóle, to pan operator był bardzo sympatyczny i rozmowny. Chętnie się zatrzymał i wyłączył silnik. Okazało się, że na co dzień walczy na koparce i to jest ciekawsze zajęcie od walca. A najnudniejsza, jest jego zdaniem, jazda na spychaczu.
Aż od dwóch lat jego firma ma prace przy ścieżce nadwiślańskiej. Najpierw przy budowie, a teraz przy jej naprawianiu. I końca tych prac nie widać. I gdyby nie oni, to ścieżki już dawno by nie było. Bo to nie woda, albo z rzadka przejeżdżające samochody, niszczą nawierzchnię tej ścieżki. A tylko sami, szybko jeżdżący na zakrętach, rowerzyści. No ale miasto łoży ciężkie pieniądze na konserwację. Za co on jest Pani Prezydent bardzo wdzięczny
. Naprawiać też trzeba faszynowe krawężniki, bo są one zużywane jako materiał palny na ogniska. I nie pomagają regularne dostawy drewna. Kilka ton takowego potrafi zniknąć w czasie jednego weekendu. Piękne polana kominkowe ludzie wywożą samochodami. A i emeryci bywają nie gorsi, ze swoimi wózkami zakupowymi.
On, pomimo tego, że od lat "wyrównuje" tą ścieżkę, nigdy by tu na rowerze nie przyjechał.
Bo do takiej jazdy uznaje tylko twardą i gładką nawierzchnię. Że on ... to niby tylko na szosie jeździ.