Ja jak jadę na rowerze w styczniowe popołudnie, albo jeszcze lepiej późnym wieczorem, to odnoszę wrażenie, że jest jakaś moda na jeżdżenie rowerem w zimie.
Bynajmniej, tak tylko mi się wydaje, przecież wyjeżdżając z domu na rowerze nie zakładam jednocześnie, że jestem jedynym opętanym w okolicy, i że tylko dla mnie wygodniej jest dojechać do fryzjera, uczelni, banku czy gdziekolwiek indziej na rowerze.
Wiadomo, jak ktoś się przyzwyczaił jeździć latem, to będzie konsekwentnie jeździć jesienią, a potem spadnie śnieżek i sobie człowiek pomyśli, ''jaka miła odmiana, dobrze że grad nie pada''.
Równie dobrze mógłbym się dziwić pieszym, którzy chodzą zimą po nieodśnieżonych chodnikach, albo marzną na przystankach. Jak się człowiek przyzwyczai to wszystko dla niego stanie się normalne.
Patrząc na to z perspektywy frekwencji na masach, to przecież nie możemy się spodziewać, że wszyscy warszawscy rowerzyści będą mieli czas i ochotę, żeby przyjechać na masę.
Ba, wielu nawet pewnie nie wie o takowej imprezie, albo tylko słyszało coś o niej i nie miało okazji przyjechać, bo mieli ważniejsze sprawy.
Z drugiej strony, gdyby wszyscy używający regularnie roweru zechcieli się pojawić na majowej, czy czerwcowej masie, to nie wiem jak byśmy zabezpieczyli peleton złożony z kilkudziesięciu tysięcy rowerzystów.
Ale co tam, Policja się ostatnio świetnie spisuje, a masa to przecież nie przemarsz osób rzucających petardy i jajka, i nie ma żadnych kontrmanifestacji. Żeby wszystkie imprezy masowe w stolicy tak ładnie się zachowywały i nie budziły tylu kontrowersji co nasza.