Wracałem dzisiaj Połczyńską i DK2. Na wysokości Tkaczy czerwone, zatrzymałem się. Na światłach jestem sam, daleko z tyłu światła samochodów. Po chwili zółte, startuję, przejeżdżam przez skrzyżowanie i po drugiej stronie widzę rofferzystę. jakiś młody chłopak z rowerem pionowym, stojący do tej pory na chodniku, wjeżdza z niego na przejściu dla pieszych na jezdnię, na prawy pas dla autobusów pred przystankiem, widzac mnie zwolnił, krzyknąłem do niego "gdzie się pchasz?!" i widzę w lusterku jak zbaraniał i... stanął prawie na środku owych 4 pasów i patrzy za mną.......
Ok, spieszyło mu się. na własny pogrzeb.
Ale wjechać na skrzyżowanie na czerwonym świetle i nie spieprzać gdzie pieprz rośnie...... A potem w TV/gazetach: "w/na XYZ zginął młodociany rowerzysta...". Ale to jeszcze... Potem jadą samochodziarze, widzą podobną scenkę i myślą/mówią: "znowu pie%$#$#@$@#$@ browerzysta... na czerwonym!!! Bo jemu $#$@#$@#$ ujowi wolno!!! gdzie jest policja?! %#$%#$% !!!".
I ja potem od obcych ludzi, jak powiem, że jeżdżę na rowerze po ulicy od razu słyszę narzekania na siebie, że na pewno środkiem pasa, po czerwonym świetle, wymuszam pierwszeństwo, pod prąd i zataczam się i na pewno po alkoholu, a wogóle to jakby mnie zobaczył na ulicy przed sobą to by rozjechał...
Wszystko to, dzięki małym chujkom*, którzy koniecznie MUSZOM. Bo on się spieszy! Bo on jest kÓrier rofferoffy!
* moderatora proszę o nie moderowanie tego fragmentu. niech małe chujki* wiedzą, że to wlaśnie o nich mowa.
Stąd prośba do takich przypadkowych rowerzystów - jak masz małego to do psychologa/seksuologa, a nie na ulicę.
P.S. O akcji "batman forever!!!" czyli kompletnym zaciemnieniu roweru i siebie pisał nie będę, bo to można by stworzyć jeszcze z 20 ksiąg a la "Pan Tadeusz"...