Ja zniszczyłem dwie przerzutki w podobny sposób (obstawiam, że zerwany łańuch owinął się w okół szprychy, ale pewien nie jestem).
Co do filmu to zdecydowanie największą głupotą popisał się ojciec, który wręcz prosił się o nieszczęście zachęcając dziecko do patrzenia do kamery zamiast przed siebie i pozwalając mu na jechanie po złej stronie ścieżki. Takie rzeczy to można robić na podwórku albo parkingu supermarketu po jego zamknięciu, nie na ddr i ulicach, i właściwie on i dziecko mieli szczęście, że nie stało się nic gorszego. Rowerzysta miał pecha, ale też nawet kiedy łańcuch spada albo coś tam nie wskoczy w odpowiednie miejsce najpierw należy ocenić sytuację przed nami a potem zerkać co chwila sprawdzając co się dziejeJeśli nie da się tego zrobić bezpiecznie, należy się zatrzymać. Szczególnie na ścieżce rowerowej, gdzie ryzyko wtargnięcia pieszego, dziecka, psa, wyjeżdżającego samochodu etc. jest zdecydowanie wyższe, niż na jezdni.
Moja sytuacja z zeszłego tygodnia: jadę "ddr" (dwie wąskie ścieżki wyjeżdżone na trawniku) wzdłuż Wołoskiej, w stronę Pół (ok, Pola) Moktowskiego. Na prawej 'ścieżce', w tym samym kierunku co ja jedzie mama, przed nią dziecko (ok. 5 lat). Drugi pas, po lewej od dziecka wolny, po lewej od niego jedzie po trawniku ojciec). Moją zasadą jest omijanie dzieci najszerszym możliwym łukiem z rękami na klamkach hamulcowych, ale tutaj odległość między dzieckiem a torami (wyminięcie z ich prawej) była mniej więcej taka jak między dzieckiem, a ojcem, a po lewej od ojca były jakieś krzaki. Więc zacząłem wyprzedzać na tym wolnym pasie, między dzieckiem a ojcem, pewnie zostawionym przez ojca właśnie w tym celu. I co oczywiste, w tym momencie dziecko zaczęło skręcać w lewo, prosto pod moje koła. Prędkość była żadna i miałem na nim oko, więc też odbiłem w lewo na ile mogłem, skończyło się na leciutkim kontakcie między dzieckiem (albo kierownicą) a moją łydką, nikt nie musiał się zatrzymać, ale sytuacja nieprzyjemna. Generalnie trzeba było próbować wyprzedzać ojca z lewej i zadzwonić, żeby on zjechał bliżej dziecka, albo poczekać i w ogóle wymijać całą grupę. Morał jest taki, że nawet przewidywanie, że niebezpieczna sytuacja zaistnieje nie jest równoznaczne z uniknięciem jej, więc trzeba uważać zawsze. Szczególnie kiedy dziecko jest w polu widzenia.