I co z tego że ja fajnie jeżdżę i że inni kierowcy fajnie jeżdżą, jak zawsze się znajdzie gościu który mnie setką na centymetry wyprzedzi i to jeszcze tam gdzie mam niby obowiązek jezdnią jeździć.
A niemal zawsze jest tak że ktoś mnie na centymetry minie
To samo można powiedzieć o rowerzystach. Co z tego, że dojeżdżam do przejścia dla pieszych z zachowaniem ostrożności czy aby nikt nie wejdzie na pasy, podczas gdy już wjeżdżam to na przejście, nagle przed maską mi przejeżdża rowerzysta, W MIEJSCU W KTÓRYM GO NIE POWINNO BYĆ. Ostatnio miałem taką sytuację, dobrze, że zadziałał szybki refleks bo było by źle.
Ale w tej dyskusji i tak będzie za i przeciw. Wiadomo, że rowerzysta nie ma szans z megaciężkim samochodem, ale np. pieszy może nieźle oberwać w starciu z rowerzystą. Owszem, możesz sobie bezpiecznie jeździć chodnikiem, ustępować pieszym, zachowywać się na chodniku jak gość, przejeżdżać wolno przez skrzyżowanie, ale to na nic jeśli drugi taki pojedzie jak wariat. Analogicznie z jezdnią, co z tego, że jeden umie nią jechać a drugi jedzie np. jak batman.
Niech nasze możliwości zadecydują o wyborze drogi, ale starajmy się przekonać też do tego, czego nie używamy na codzień.
W zimę, kiedy wszędzie leżał śnieg, miałem o godzinie 8:15 kolokwium. Troszkę za późno wstałem i miałem do wyboru: spóźnić się, pojechać rowerem. Nie ukrywam, że się lekko bałem bo mogłem jechać tylko ulicą, reszta zasypana ale pojechałem. W 20 minut jadąc cały czas jezdnią, Sobieskiego, Al. Sikorskiego, Dolinką Służewiecką, Nowoursynowską dojechałem... w godzinach szczytu, bezproblemowo. Dodam tylko, że to był dzień kiedy śnieg już tylko zalegał na chodnikach i drogach dla rowerów. Ulice były czarne.