Dzień dobry
Witam
Nazywam się dwapedalymam i od 10 lat jestem cyklozoikiem, nie walczyłem nigdy z tym nałogiem tylko dokręcałem kolejne kilometry tracąc przy tym kolejne rowery, akcesoria i części rowerowe.
Czasem zdarzały się różne kraksy, kolizje czy wypadki - obecnie nie wiem czy piszę (po ostatnim urazie głowy)
z pełną świadomością.
Jest to miły nałóg zarówno fizyczny jak i psychiczny.
Od jakiegoś czasu kręcę z Masą Krytyczną najpierw na nielegalu, co przysparzało dużą dawkę adrenaliny w czasie gdy pękała czyjaś kolejna obręcz koła rowerowego bądź wyrywano właśnie wycieraczkę z demonicznego blachosmroda. O innych drastycznych wizjach nie wspomnę.
Potem nastąpiły zlegalizowane przejazdy MK, które na początku ze starą ekipą należały do wesołych i głośnych (dzwonki, gwizdki, trąbki, puzony, airzoundy) Wkrótce coś pękło i przejazdy stały się mniej entuzjastyczne, może nie na początku gdzie jedzie piękna wypasiona ryksza - a z tyłu kaplica, kondukt pogrzebowy, wiszenie na kierze.
"Lewa wolna" to jedynie czasem wybudzało z letargu powolnego kręcenia korbami.
Jedyną pociechą, z dawką energetyczną są przejazdy bardziej kameralne z większym sensem i realizmem, bez haseł i pięknych wizji zielonych, czerwonych czy niebieskich.
A ja się pytam gdzie Otwockie wagabundy, heh to były czasy na nielegalu. Tiaaaa