Wracam ze wszystkich atrakcji Masowych już koło północy. Za pl. Zawiszy widzę kątem oka, że jakiś rower do mnie dojeżdża. Czuję, że coś mnie gryzie w tyłek, patrzę - ambicja. Docisnęłam pedały, najwyższe przełożenie, zasuwam 35 km/h. Rower trzyma się dzielnie za mną, ale nie wyprzedza, dobra nasza.
Zatrzymaliśmy się na światłach przy Wawelskiej, uśmiechnęliśmy do siebie [starając się nie ziać z wywieszonym językiem
].
- Niezła prędkość - powiedział z uznaniem. - Zawsze z taką jeździsz?
- Czasami. - przyznałam uczciwie. - Zobaczyłam, że ktoś mnie śledzi i mnie ambicja ugryzła.
Zaśmiał się i pokiwał głową. - Zobaczyłem, że mi dziewczyna ucieka, to mnie ambicja ugryzła. Wracasz z Masy?
Porozmawialiśmy sobie, zaprosiłam go na następną