Jezdnia mostu nie jest celem podróży
Projekt nie przewiduje drogi aż do ronda Waszyngtona. To oznacza, że jadąc od strony Pragi jedzie się północną jezdnią, po czym na wysokości Wału Miedzyszyńskiego trzeba się teleportować na kładkę lub nadrabiać drogi jakimiś objazdami dołem. To, że nie mam obowiązku zgodnie z PoRD, nie rozwiązuje problemu prowokowania spięć z kierującymi samochodami.
Północne zjazdy na Wał i Powiśle prowadzą dokładnie w to samo miejsce, co południowe - nie ma takiego kierunku, w który pojedziesz północnymi zjazdami, a południowymi nie.
Zapominasz, że nie każdy, kto korzysta z drogi, mieszka w Warszawie i na codzień jeździ Poniatowskim. Nie każdy będzie wiedział, że żeby pojechać w stronę Centrum ma skręcić nie na drogę w stronę Centrum, tylko na drogę w stronę Pragi. Chyba że wierzysz, że ZDM postawi znaki z kierunkami specjalnie dla rowerzystów...
Wiesz, co - oprócz wygody i bezpieczeństwa - jest trzecim najważniejszym powodem, dla którego jak ognia unikam wszelkich DDRów i CPRów? Brak zaufania. Przez wiele lat skutecznie nauczyłem się, że wjechanie na taki twór z blisko stuprocentową pewnością oznacza kłopoty. Korzystam czasami, ale tylko z takich, które naprawdę dobrze znam, na stałych trasach. A chciałbym, żebym mógł zaufać tak samo, jak normalnej jezdni.
Zostaje Smolna i stacja Powiśle, które pisałem jak można prosto obsłużyć.
Już widzę robienie tam przejazdu...
A gdzie jest napisane, że projekt będzie tego od Ciebie wymagał? Czy tak tylko sobie wyszukujesz na siłę nowe argumenty?
Wymagać faktycznie nie będzie, bo zgodnie z przepisami nie będę musiał nią jechać...
Swoję drogą, bardzo ciekawi mnie jak wracasz na Pragę, skoro tapołudniowa strona mostu taka zła
Ale ja nie mam nic do strony mostu. Jakby kładkę podwieszono po stronie północnej, to komentarz byłby identyczny.
Ja tam stoję przy stanowisku, że nie będzie złe dla nielicznych. Jak twierdzisz inaczej to pokaż komu konkretnie, w jakiej relacji, się pogorszy. Bo na pewno nie tym zjeżdżającym na Wał i Wisłostradę - ci południowymi zjazdami zjadą dokładnie tak samo jak północnymi - ta sama droga.
Tym, którzy chcą normalnie przejechać, a nie robić slalomy między pieszymi, w ostatnim momencie hamować przed wymuszającym pierwszeństwo na przejeździe samochodem, zostać oblanym/obsypanym wszystkim, co spada z mostu, a ostatecznie wylądować na chodniku albo latarni/drzewie, których nie-da-się przesunąć.
Problem jest chyba taki, że po prostu nazywasz niezłą koncepcję złą, tylko dlatego, że Tobie się nie podoba. Nie za bardzo wiem dlaczego.
Sądząc po odzewie w tym wątku nie jestem jedynym.
To samo będziesz miał niezależnie od rozwiązania. Pasy rowerowe, ddr na chodniku - cokolwiek wyznaczysz będzie się krzyżowało z ruchem samochodów na tych łącznicach. Widoczność też wcale nie będzie lepsza w rozwiązaniach alternatywnych, bo są te cholerne wieżyce.
Rower jadący po jezdni widzę z daleka. Rower wyskakujący mi nagle na poprzecznym przejeździe - nie bardzo. A już na pewno nie wtedy, gdy wyłania się spod poziomu jezdni (kładka ma iść poniżej i przed tym przejazdem będzie się wznosiła), ukryty za barierkami mostu.
I uważasz, że most z ruchem ciężkim autobusów, dość sporym i szybkim ruchem aut i minimalną szerokością jezdni jest tu sensowny?
A uważasz, że ten szybki ruch aut i ruch ciężki wymuszający pierwszeństwo na przejeździe na wspomnanym ślimaku jest mniej niebezpieczny niż gdy rower i "inny ruch" są równolegle?
Szybkość ruchu można zmniejszyć pomiarem odcinkowym. Akurat Poniatowski jest idealnym miejscem do tego.
Niemniej zarzut jest nietrafiony w sytuacji, gdy i tak mówi się o zrobieniu tam pasów rowerowych. Wcześniejsze koncepcje w celu zrobienia miejsca na pas wyrzucały samochody, ja zamiast tego zaproponowałem przesunięcie pieszych i zrobienie pasa w miejscu, gdzie w tej chwili rowerzyści (wg ciebie większość) i tak jeżdżą. Jeżeli ten pomysł jest zły, to złe są też pomysły usunięcia jednego pasa samochodowego albo zezwolenia na ruch rowerów na buspasie.
Na marginesie: właśnie ze względu na wskazany przez ciebie temat nie pchałbym rowerów na Armii Krajowej czy Armii Ludowej. Zwykle na Północnym pomimo drobnych niedogodności sam wybieram jazdę tamtejszym CPR/DDR, bo pokonywanie rozgałęzień za mostem to upierdliwość większa niż niewygodny na trasie dla rowerów. Ale na taki krok decyduję się dopiero teraz, gdy znam już dobrze rozkład tamtejszej plątaniny. Gdyby to było inne miasto i nieznana mi droga, nie zaryzykowałbym zjechania z jezdni.
No cóż - lektury typu "Sign up for bikes" czy "Manual design for traffic" z najbardziej rowerowych krajów świata twierdzą, że się mylisz. Tak samo jak większość rowerzystów jeżdżących tam. A to tą większość musiałbyś potem przekonac by jeździli po Twojemu.
Tzw. "większość" w Polskich miastach pchnie chodnikami nawet na uliczkach z zerowym ruchem i ograniczeniem do 30km/h. I nie przekonam ich, żeby z chodnika zjechali. Czy w takim razie jest to argument za tym, że wszyscy powinniśmy jeździć chodnikami?
Zresztą gdzie Ty na tym moście chcesz zmieścić pasy rowerowe? Tak konretnie.
Jeżeli zlikwiduje się chodnik, to jest miejsce. Faktycznie - problemem są te dwie wieże, gdzie chodnik przechodzi przez nie. I tutaj pomysłu na razie nie mam innego, niż zrobienie obok nich kładek i poprowadzenie ruchu tamtędy.
Z mózgiem jest jak z mięśniami - trzeba trenować by umieć ich uzywać. Zabroń urzędasom projektować, to na pewno nigdy nie będą umieli tego robić lepiej
Niech potrenują na tym, co już wybudowali. Starczy im na kolejne 100 lat!
Natomiast nie widzę miejsca, gdzie to konkretne rozwiązanie wymagać by miało od Ciebie zsiadania z roweru. Wskażesz jakieś, czy tak tylko gadasz?
Przepraszam, powinienem być bardziej precyzyjny: zsiadania z roweru lub robienia dziwacznych manewrów. Przykład? Jakakolwiek trasa wymagająca skrętu z DDR/CPR w lewo na skrzyżowaniu z [działającą] sygnalizacją świetlną.
Czymś jesteś w stanie uzasadnić dlaczego pas miałby "gwałtownie wpłynąć" na zachowania chodnikowców, a ddr nie? Masz jakieś przykłady, gdzie tak się stało? Pytam serio. Ja takich danych nie znam, więc ciekawi mnie skąd je masz - kto to badał i gdzie.
Zapewne nikt nie badał, bo nie ma czego. Jedno wpływa, a drugie nie. Dlatego, że jedno coś zienia, a drugie nie. Skoro nie ma zmiany, to przy braku innych danych nie jest błędem założenie, że nic się nie zmieni.
Co do danych - pomyliłeś buspasy - dane, które podajesz jako moje, dotyczyły owszem buspasa, ale na Królewskiej, a nie na Poniatowskim. Procenty też zapamiętałeś nie do końća poprawnie
Ok, faktycznie. Tylko moment... w takim razie sugerujesz, że tamte dane nie były reprezentatywne i dotyczyły tylko jednej ulicy. Skoro tak, to czemu zostały użyte jako argument dla wpuszczenia rowerów na buspasy w ogóle? Hmm?
A jak wyglądają dane dla Poniatowskiego?
Przeczytaj sobie te przepisy, na które się powołujesz, bo dryfujesz jak za przeproszeniem jakiś niedouczony milicjant ze Szczytna. Rowerzysty NIE OBOWIĄZUJE DDR po lewej co wynika zarówno z PoRD jak i z rozporządzenia o znakach i sygnałach drogowych
A czy sądzisz, że kierowców interesują przepisy? Kierowca widzi rowerzystę, który "tarasuje" mu drogę, więc się wkurza. Widzi rowerzystę, który dodatkowo robi to na lewym pasie, więc wkurza się jeszcze bardziej. Widzi obok "czerwony dywanik", wiec już się prawie dymi ze wścekłości. A jeśli do tego media ogłoszą, że na ten "czerwony dywanik" wydano tyle a tyle milionów, to kierowca wybuchnie.
Dlatego w wątku o zlikwidowaniu obowiązku jazdy DDR wskazywałem, że to nic nie zmieni. Bo to nie przepis jest problemem, tylko mentalność.
A ja uważam, że nie. Moim zdaniem pasy na Dawidowskiego są ułomne i niebezpieczne z powodu swojej zbyt małej szerokości (tak samo jak pasy na Tamce).
Na czym polega to niebezpieczeństwo? Gdyby takie pasy poszły na całej długości Słomińskiego, gdzie 50-tką to mało kto jedzie, to jeszcze mógłbym się zgodzić, że przyklejenie rowerzysty na kawałku asfaltu 1m od krawężnika stanowi zagrożenie. Ale na Dawidowskiego i to na prostym odcinku (na łuku są poszerzone)? Tam bardziej upatruję zagrożenie w fakcie, że jakiś kierowca otworzy drzwi na postoju i rowerzysta w te drzwi wjedzie. Ale tak jest przy każdym miejscu postojowym, a na Dawidowskiego przynajmniej pas jest odsunięty od stojących samochodów, sugerując i umożliwiając mniej doświadczonym rowerzystom nie przyklejanie się do krawędzi jezdni.
Na Mickiewicza jest to świetne rozwiązanie. Umożliwia rowerowi sensowny zjazd z CPRa. Pozwala też na wyjazd z Dawidowskiego bez czekania, aż cały ruch na Mickiewicza ustanie. I to bez obaw, że kierowca będzie próbował wyprzedzać na zakręcie i - ścinając zakręt - przywali w rower.
Plus wciąż nie wiem z czego chcesz wykroić tam pasy rowerowe w jezdni. Tam jezdnia ma bodajże 7m... planujesz zabrać autom po jednym pasie ruchu w każdą stronę? Nie to bym miał coś przeciw, ale ciekawi mnie jak przekonasz do tego miasto i konserwę od niebytków.
Skoro piesi byliby na kładce, to jezdnię można poszerzyć o obecną szerokość chodnika. Tylko mi nie mów, że ten plaster asfaltu z nierównym krawęznikiem to też jest zabytek
.
Proponujesz nieciagłość? Czy parę zdań wyżej nie pisałeś czasem by nie robić infrastruktury ułomnej?
Rozróżnijmy ułomność teoretyczną od faktycznej.
Otóż myslisz się, latarnie też są zabytkami i nikt Ci ich tak łatwo przesunąć nie pozwoli. W dodatku ich przesunięcie wcale nie jest łatwe, bo OIDP podwieszono do niej trakcję tramwajową. W dodatku latarnie mocowane są do konstrukcji mostu, a ta nie pozwala mocować ich w dowolnych innych miejscach. Proponujesz de facto przeprojektowanie i generalną przebudowę zabytkowego mostu. Same uzgodnienia czegoś takiego potrwają dekadę
Mówimy o przymocowaniu do konstrukcji mostu kładki na całej długości, a ty mówisz o problemach z przesunięciem słupa, bo trakcja na nim wisi albo słup jest mocowany w tej chwili w konkretnym miejscu?
Właśnie w przypadku kładki nie przewiduje
Przeiwduje. W obydwu przypadkach na końcach kładka kończy się chodnikiem.
Można snuć wiele pomysłów na temat tego, jak
można naprawić ten projekt tak, żeby był dobry. Jestem w stanie sobie wyobrazić rozwiązania, które usuną większość wymienionych przeze mnie niedogodności. Ale oprócz wyobraźni mam pamięć. Pamięć podpowiada mi, że urzędnicy mają ogromne problemy z nawet najprostszymi rzeczami. Jakoś trudno mi uwierzyć, by nagle coś się odmieniło i w tym jednym, dużo bardziej złożonym przypadku zrobili to dobrze. Wolę rozwiązania, w których można mniej spartolić, a o naprawienie błędów można skuteczniej wnioskować.