Witam,
Nie chciałbym nikogo urazić, ani żeby się komuś przykro zrobiło, bo zawsze byłem z wami i wciąż jestem, ale to co dziś się dzieje w Warszawie przekracza pewien poziom i przestaję to akceptować.
Zacznę od tego, że pewne nowe inwestycje nie są takie jakie bym sobie życzył jako rowerzysta.
Wydaje mi się, że Świętokrzyska po remoncie jest kwintesencją tego, co władza w Warszawie sądzi o rowerzystach, albo jak bardzo ich nie lubi lub nie chce ich w mieście. Ścieżka w kierunku zachodnim to jakaś kręta niebezpieczna pomyłka kończąca się w "polu" na Prostej za ponad 200 milionów, gdzie nie ma samochodów, bo inwestycja została przeszacowana w wyniku braku, albo niewłaściwych pomiarów natężenia ruchu, czy innych błędów. W drugą stronę nie jest lepiej, bo złudzenie jakim jest pas rowerowy na Świętokrzyskiej nie napawa optymizmem, gdy przy Marszałkowskiej zamienia się w ścieżkę, odrywa od skrzyżowania, by było niebezpiecznie, by potrącić niczemu niewinnego pieszego, albo samemu być potrąconym przez wymuszający samochód. Dalszy odcinek za Marszałkowską jest zrobiony prawie dobrze, bo jedynie źle wymalowany fragment na rondkach za Nowym Światem, ale to nie jest ścieżka, tylko pas rowerowy i wciąż mnie zastanawia, co władzom Warszawy strzeliło do głowy, żeby w drugą stronę zrobić maskarę rowerzystom?
Jak sami widzicie ścieżka rowerowa to zło. Tak to odbieram jako rowerzysta, bo jeżeli ktoś projektuje coś, gdzie mogę stracić życie, albo wylądować w szpitalu to ja bardzo dziękuję za takie ułatwienia. Tak samo można ocenić drogę w okolicach mostu Północnego, bo w pewnych miejscach jest to typowa pułapka na rowerzystę, żeby stracił życie? Dorosły zjeżdżając z mostu na wschód zdaje sobie sprawę, że zaraz jest droga i bardzo niebezpieczny przejazd rowerowy, ale wytłumaczcie to nastolatkowi, który takimi niuansami się nie przejmuje i tylko czekamy, aż ktoś zginie, a przecież można było drogę jakimś mostkiem przedłużyć za felerne skrzyżowanie, a to jest następna dość nowa inwestycja, która została źle wykonana, by pokazać rowerzyście, gdzie jego miejsce, że się nie liczy, ponieważ inwestycja została zrobiona za pieniądze z UE, która ma tam jakieś wymagania. Może wasze Masy są za rzadko i nie przemawiają do urzędników, ale jeżeli tak się bardzo źle dzieje to upieranie się przy budowie następnych ścieżek zupełnie nie ma sensu, bo na dzień dzisiejszy jadę między pieszymi i rolkarzami, czyli następnym niekontrolowanym problemem, który wymsknął się komuś spod kontroli.
Chciałbym spokojnie przejechać z prędkością nie mniejszą jak 20 km/h, ale w wielu miejscach się nie da, bo wyrzuciliście mnie z drogi. Nie chce mi się jechać ponad godzinę, tłukąc się za rolkarzami i ciągle patrząc się, czy gdzieś ktoś mnie na przejeździe samochodem, albo będzie próbował zabić, lub zaaferowany poszukiwaniem auta na przejeździe sam niechcący zabije jakiegoś pieszego. W takiej sytuacji po prostu biorę samochód i nim jadę. Boli nie? Rowerzystę wyrzucacie z drogi, wyrzucacie go z roweru.
W mieście nie powinno być ścieżek rowerowych, może nie do końca, mogą być, ale obligatoryjnie, tak by rolkarz i rowerzysta przejeżdżający miasto w celach turystycznych mógł czuć się bezpiecznie, ale nie dla kogoś jadącego do pracy, traktującego rower jako środek transportu.
Dlaczego do tej pory nikt poważnie nie myślał o grupie, o ludziach, którzy z własnej woli wykorzystują rower jako środek transportu? Co jest? W Warszawie to jedna, sprawa, ale jaki horror jest poza miastem, na obrzeżach to drugie, bo są takie miejsca, gdzie naprawdę buduje się infrastrukturę rowerową, by zabić rowerzystę. Takim przykładem niech będzie np. droga wojewódzka 632 przed wjazdem do Legionowa. Wygląda to tak, że wjeżdża się w teren zabudowany i jest skręt w lewo, bo na wprost nie można jechać ponieważ stoi zakaz wjazdu rowerem, a z lewej strony wzdłuż drogi jest dumnie zbudowana ścieżka rowerowa nadająca się do jazdy wyłącznie rowerem górskim. Kierowca jadący 90 km nagle widzi skręcającego rowerzystę w lewo - jakby ktoś nie zrozumiał, o co mi chodzi.
Do czego zmierzam podając przykłady ścieżek? Władzy wyłącznie zależy na tym, by wywalić rowerzystę z drogi. Czasem są to złośliwe działania, a czasem przypadkowe. Nikt kompletnie nie zastanawia się nad rozwiązaniami, czy są bezpieczne, bo też nikt specjalnie nie przejmuje się człowiekiem. Więc jak buduje się ścieżki dla idei, bo UE dała, albo wymusiła to nie może z tego nic dobrego wyjść, dlatego również optuję za tym, by jazda po ścieżkach była obligatoryjna. Zapewne idea budowy ścieżek była szczytna na samym początku, taka która miała wpłynąć na bezpieczeństwo, ale jak się okazało to nic wspólnego z bezpieczeństwem nie miało. Zarządcy dróg wyczuli dobry moment i powyrzucali rowerzystów robiąc ciągi z pieszymi, a teraz umywają rączki i jak zginie jakiś rowerzysta to jasno stawiają sprawę, że to nie ich wina. Jak widzicie trochę z tymi ścieżkami nabroiliście, trochę bardzo, albo inaczej, ktoś was wykorzystał i zrobił swoje wyrzucając rowery z dróg.
Teraz biorąc pod uwagę aspekt psychologiczny warto byłoby zastanowić się jak jest w Europie, a więc, żeby trochę zrozumieć należałoby zastanowić się dlaczego u nas tak bardzo dużo ginie pieszych. Dlaczego pieszych, bo są dokładniejsze statystyki, ale zasada, a przynajmniej jej sens jest podobny.
Od dawna w dużych miastach drogi są przeszacowane i nie przystosowane do ruchu miejskiego. Są to normalne autostrady, często przedzielone torowiskiem szybko pędzących tramwajów, nie takich jak w Amsterdamie, gdzie zatrzymują się przed przejściami dla pieszych, bo słabsi mają pierwszeństwo. Często na drogach jak np. na Rzymowskiego stawia się bariery, metalowe płoty na środku drogi, by przypadkiem nikt nie przechodził. W samym centrum miasta w Alejach Jerozolimskim jest kilka kilometrów wielopasmowej autostrady bez przejść dla pieszych. Szykanuje się pieszych policja, każe za przechodzenie na czerwonym nawet, gdy na horyzoncie nie ma żadnego samochodu, każe się za przechodzenie w niedozwolonym miejscu, do tego edukuje się w dość specyficzny sposób, że droga do zło i nie ma prawa być tam człowieka. Szykanuje się przepisami, gdy wejdzie na przejście, bo niby wtargnął, jak parę osób zabitych w tym roku.
Teraz porównując do tego, co jest za granicą człowiek czuje się zupełnie inaczej. Niektóre miasta są tak zaprojektowane, żeby nie było samochodów, a inne jak w Paryżu, gdzie jest dużo większy ruch samochodowy niż w Warszawie, więc jest różnie, ale z jedną różnicą tam ginie dużo mniej pieszych. Wyjątkiem w tych wszystkich miejscach jest zachowanie ludzi, którzy bez zastanowienia chodzą na czerwonym, w miejscach do tego nie przeznaczonych, ogólnie pieszego można się spodziewać wszędzie i jest mniej, albo wcale nie ma autostrad takich jak w Warszawie. W Paryżu, gdzie natężeniu ruchu jest spore ciągle słychać klakson, a w Londynie wariatów wchodzących na czerwonym pod koła też nie brakuje, i jest to normalne, ale nikt nie ginie, bo kierowca został bezwzględnie obarczony odpowiedzialnością za pieszych.
Wracamy do Warszawy i okazuje się, że jak jest czerwone światło, na horyzoncie nie samochodu i stoi grupka klikająca w przycisk, która grzecznie czeka to widok zupełnie normalny. Nikt nie przechodzi przez jezdnię tam gdzie nie wolno, bo grzecznie dochodzi do przejścia. Ludzie są tu idealni, dla kierowcy coś niesamowitego, a co mam na myśli? Kierowca nie musi uważać, bo nikt mu nie wejdzie pod maskę, nie musi jechać wolno, ale to złudzenie, bo mimo porządnego wytresowania pieszych ginie tu ich 40%. Co jest, piesi są wytresowani do granic możliwości i "wszystko w ch..."?
Rzymowskiego z płotem rozdzielającym jezdnie i wpada pod samochód człowiek na środku, potem leżał pół roku w szpitalu bez oznaki życia, w końcu odłączony od aparatury zmarł. Ile jeszcze tam osób zginęło? Aleje Jerozolimskie, gdzie kilometrami nie ma przejścia, a ile osób tam zginęło? To samo z przejściami, gdzie pieszych chronią przepisy, a raczej kierowców, bo nie można wtargnąć i co, giną?
Idealni piesi i samochody to nie dobre połączenie, bo kierowca się nie spodziewa, że nagle ktoś się pojawi na drodze. Przez to ginie 40% pieszych w Polsce, bo człowiek to istota, która popełnia błędy, tak jak ten człowiek na Rzymowskiego, on tego dnia miał 18 urodziny i zrobił jeden błąd w życiu. Jakby nie było płotu na środku i ludzie przechodzi przez środek, bo wszędzie wokół są bloki, a kierowca spodziewał się, że zaraz ktoś mu może wejść pod maskę, nawet na jego zielonym to jechałby wolniej, a przynajmniej nie łamałby przepisów drogowych i zapewne chłopak wspomniany żyłby do dziś.
I to na tym koniec opowiadania o pieszych w mieście i samochodach, ale wniosek jest taki, że jak silniejszy się nie spodziewa to i zabija, a jak się spodziewa to jest odpowiedzialny za czyjeś życie i musi się dostosować do warunków panujących w mieście. Taka zakręcona logia, ale to właśnie jest ta zasada, psychologia na drodze.
W kontekście tego, co napisałem teraz proszę zastanowić się co dzieje się, gdy spychamy rowerzystów z ulicy na ścieżki, czy przypadkiem komuś się krzywdy nie zrobiło? Czy w ten sposób nie ginie więcej rowerzystów? Ciężko jest się ustosunkować do tego, co było kiedyś, ale 15 czy 20 lat temu znacznie inaczej się jeździło po Warszawie, bo nie było metra ścieżki, czy było bezpieczniej? Raczej nie, bo widok rowerzysty był bardzo rzadki, ale też nikt się mnie nie czepiał, że jadę, a wtedy jeździłem dużo, przeżyłem, a były to czasy, że rocznie ponad 10 000 osób na drodze ginęło. Trzeba mieć też na uwadze, że władza ma pieszych, rowerzystów, kierowców gdzieś i nie liczy się z żadną grupą, a jedynie ustępuje, żeby zebrać głosy w urnie, ale nie ma to nic wspólnego z bezpieczeństwem. Buduje się ścieżki, bo łanie wyglądają na papierze i można dostać większe dofinansowanie. Bezpieczeństwo, tu nikt nawet nie ma pojęcia, co to za termin i dlaczego ludzie giną. Nie dajmy się wyrzucać pod pretekstem ścieżek, bo to szkodzi nam i pieszym.
Ścieżki tak, owszem potrzebne, dla rolkarzy, biegaczy z kijkami i bez, chodnikowców, niedzielnych, ale obligatoryjnie. Jak już jakaś ingerencja to wyłącznie wymalowane pasy rowerowe, śluzy, ułatwienia skrętu w lewo tak, by nie spychać rowerzystów z drogi, by oni na niej byli, by było bezpiecznie, by kierowcy pogodzili się z tym, że są wszędzie i trzeba uważać.