Patrzę na to zdjęcie parę minut i nadal nie wiem kto ma tam pierwszeństwo i dlaczego. I w ogóle nie widzę możliwości tam wjazdu roweru, skoro jest zakaz jechania wzdłuż przejścia.
Ktoś dał ciała, krytyka słuszna.
Facet (Andrzej Billert z tamtejszego ZDM) co to wymyślił, ma ogólnopolską ksywę "Szkodnik" u rowerzystów. Nieprzypadkowo.
Ten jego pomysł jest fajny, póki na takim przejeździe nie dojdzie do wypadku. Wtedy zaczną się jazdy, sądy, a nie zdziwię się, gdy gdzieś na końcu wieloletniego korowodu okaże się, że winny nie był ani kierowca, ani cyklista, tylko właśnie drogowiec, co to zatwierdził. A, że dojdzie, to tylko kwestia czasu, bo ani kierowcy, ani cykliści spoza Poznania nie kumają tych przejazdów i mogą tam popełniać błędy.
Inne jego pomysły to np tabliczki "rowerzysto prowadź rower 150m" tam gdzie udało się wcisnąć milion pasów dla aut, a na DDR zabrakło miejsca. Albo droga rowerowa, gdzie na światłach traci się tyle czasu, że DDR na JP2 w Warszawie to przy tym autostrada
Całe szczęście miasta know-how nikt w sprawach rowerowych nie bierze za wzór. Więc problem mają tylko miejscowi
Lepiej już by było zwęzić pasy i zrobić przejazd obok. Nawet jakby szerokość pasów nie odpowiadała przepisom, to byłoby lepiej, bo przynajmniej wiadomo by było co i jak.
Tez tak uważam. I znowu dochodzimy do wniosku, że problem nazywa się "Czerwona Książeczka". Chodnik - minimum 110cm (zwykle buduje się 200cm), pasy do chodnika - minimum 400cm... no po prostu tylko kretyn nie zauważy, że to nie licuje i nie ma sensu