@Kenneth
Czy rozwiązywanie ich problemów to nie jest czasem coś, za co bierzesz pieniądze?
Jako też admin sieci komputerowej (w pracy) mogę powiedzieć: w sumie tak, ale do pewnych granic. Pisanie tekstu w Wordzie to też przecież (dosłownie rzecz biorąc) działalność informatyczna - z tym, że tam ważniejsza jest treść, a na tym mam prawo się nie znać.
Oczywiście znam różne dziwne historie z użytkownikami, ale mnie tam nie przeszkadza, że ktoś czegoś nie umie, nawet na oko banalnego - denerwują mnie ci, którzy zamiast rozwiązać problem chcą mnie zagadać:
- a to żeby na kogoś przelać swoje zdenerwowanie,
- a to żeby udowodnić, że to nie ich wina, że się zepsuło,
- a to żeby wykazać, że są genetycznie niezdolni do zrozumienia czegokolwiek, co choćby tylko pachnie cyfrą.
Nie muszę chyba dodawać, że żadne z powyższych mnie kompletnie nie interesuje, a takie konwersacje z psychologicznymi gierkami w tle tylko utrudniają mi skupienie, więc wyraźnie i natychmiast blokuję te potoki wymowy; nawet dosyć ostro, jeśli delikatniej nie dociera. Jak zrobię swoje, to tłumaczę w zwięzły sposób co to był za problem (często najdłużej zajmuje diagnoza) i co w związku z tym na przyszłość. Tu jeszcze są możliwe dwa irytujące zachowania:
- paranoja, czyli próba dojścia do źródła każdej, nawet najmniejszej nieprawidłowości, posługując się wyłącznie logiką powierzchowną,
- natychmiastowe zapominanie prostych zaleceń i - co naturalne - nawracające te same problemy.
Tylko kilka razy się zdarzyło, że ktoś tak mi dopiekł najeżonym paplaniem i jednoczesnym brakiem rzeczywistej chęci naprawy, że wyszedłem wściekły zostawiając użytkownika z jego problemem sam na sam. W większości ludzie się nauczyli, że jak siedzę i milczę, to coś robię (na przykład myślę albo czekam aż sprawdzę jakąś teorię), a potem im i tak powiem co i jak, albo się przyznam do niewiedzy, więc po latach mojej konsekwentnej asertywności jest już znacznie spokojniej.
A w kwestii obowiązku pomagania - trzeba mieć na uwadze, że informatyka ciągle się zmienia, więc o ile z nowością poświęcę komuś dużo czasu i odpowiem na każde pytanie, to jeśli to jest coś prostego, to załatwiam szybko i bez ceregieli. Na padające czasem pytanie "a skąd ja to miałam/-em wiedzieć?" odpowiadam zwykle kontr-pytaniem: "a skąd _ja_ mam wiedzieć, skąd pan(i) ma to wiedzieć?".
Moim zdaniem bowiem na dłuższą metę działa głównie stopniowe oswajanie się ze sprzętem i oprogramowaniem, wyciąganie doświadczeń z problemów oraz pozbycie się paraliżującego lęku, że jak cokolwiek zrobię, to na pewno wybuchnie.
A jak użytkownik jest rzeczowy, nienatarczywy i daje mi się skupić nad tym, co mam zrobić, to nawet bardzo głupie pomyłki daje się załatwić sprawnie i z uśmiechem. I tak to mogę.