Emocje opadły (i proszę nie wracać do tamtej dyskusji w tym wątku!), więc pozwolę sobie pisać dalej o moich przygodach z Użytkownikami.
Dzisiejszy epizod brzmi "tylko na chwilę". Zaczyna się standardowo - dzwoni User (telefonicznie, do drzwi albo - nowość - domofonem) i prosi o pomoc z kompem. Jestem dobry sąsiad i Admin, więc jak tylko mam czas, to chętnie ludziom w problemach z kompami pomagam. Przy czym zaznaczę, że nie mam w zwyczaju brać od ludzi pieniędzy, ani innych "podziękowań", co też sprawia, że chętnych jest więcej.
Kluczowe jest tutaj "jak mam czas", bo przecież mam jeszcze pracę, Masę, ZM, MdR i kilka innych rzeczy na głowie. Co za tym idzie, dość często zdarza się, że czasu po prostu nie mam. Nawet, gdy siedzę cały dzień w domu nie znaczy to, że nie pracuję. Niestety ludzie nie za bardzo potrafią to zrozumieć, że można pracować online, udzielać się społecznie, albo mieć jakieś życie poza siecią i pracą
Typowe podejście usera w takiej chwili polega na wzięciu mnie pod włos "ale tylko na kilka minut", "Pan to pewnie załatwi w 5 minut", "co to dla takiego fachofffca jak Pan" itp. Nie wiem jak można w 5 minut usunąć wirusa, albo reinstalować system, ale ludzie naprawdę mają naiwną nadzieję, że dobry fachowiec przeskoczy prawa fizyki.
Kiedyś się na to nabierałem, człowiek był młody i łapał się na chęci zaimponowania jakim to jest informatykiem. Niestety to sprawiło, że tego typu próśb zaczęło być dużo - 50 userów w sieci (teraz jest mniej), w znakomitej części ludzie, którzy wcześniej nie mieli kompa i nie znają nawet podstaw. Bywało, że w tygodniu ogarniałem 20 takich próśb o pomoc, w tym np 5 próśb od jednej osoby, każda do innego, nierzadko urojonego problemu. Zaczął być to wrzód na dupie.
Potem zacząłem być perfidny i faktycznie po tych 5 czy 10 umówionych minutach wychodziłem, niezależnie od tego czy było to w środku instalacji, czy pod koniec roboty. To było chamskie, ale skuteczne. Nie rozwiązywało jednak podstawowego problemu - cierpieli ludzie z większymi problemami, często faktycznie ich przerastającymi, zaś przychodzący z nieistotnymi pierdołami byli załatwiani, bo 5-10 minut wystarczało. No i byłem ciągle odrywany od roboty, prac na uczelnię itp. co nie pozostawało bez wpływu na ich jakość. Coś trzeba było zmienić.
Dlatego, gdy nastała moda na laptopy, zmieniłem metodę - User przynosił mi do domu kompa, zasilacz, wszystkie płyty i instrukcje i kompa odbierał po kilku dniach - to świetnie działało, bo ludzie nie lubili zostawiać mi kompów np na tydzień i część bzdurnych zgłoszeń typu "bo mi tu ikonka znikła" lub "oj bo to mi kiedyś wyglądało inaczej, a teraz wygląda tak". Jednocześnie mogłem robić kompa, gdy miałem czas (np gdy obudziłem się o 4 nad ranem i nie chciało mi się już spać) i wciąż pomagać tym, którzy faktycznie mieli realny i trudny do rozwiązania problem.
Niestety to rozwiązanie nie rozwiązywało problemu kompów stacjonarnych w sieci. Nie chciałem by mi ludzie ten złom do domu znosili, bo wtedy musiałbym mieć do napraw tego szrotu oddzielny monitor i stanowisko pracy, albo musiałbym odłączać mojego kompa, co też nie jest wygodne (czasem mój komp mi się przydaje, gdy trzeba np ściągnąć jakieś sterowniki).
Dlatego teraz mam jeszcze inną, nieco już mniej chamską taktykę - po prostu stanowczo odmawiam, gdy nie mam czasu. Niestety nie każdy rozumie odmowę. Nawet pięciokrotną. Ludzie próbują wciskać kasę, płaszczyć się, błagać - jakby od zaproponowania pieniędzy lub błagania miało mi przybyć czasu.
Ale i na to jest sposób. Trzeba użytkownikowi podać termin z kosmosu - na przykład piątek za tydzień, punkt o 15:00, przy czym User ma po mnie przyjść, bym na pewno nie zapomniał i trafił. Ok, jeżeli User faktycznie tyle wytrzyma, przecierpi termin wymagający urwania się z roboty, zniesie konieczność pofatygowania się po mnie, to znaczy, że nie jest to zwykłe trucie dupy, tylko realny problem wymagający pomocy. Ale w 95% przypadków okazuje się, że User zapomina, problem nie był poważny (wymagał np restartu kompa), albo mógł go rozwiązać ktoś inny (np sam User mógł wpisać w Google pytanie i otrzymać odpowiedź).
Przy czym stosuje jeszcze jedną metodę - osoba, która przychodzi kolejny raz w krótkim odstępie czasu dostaje coraz bardziej odległe terminy pomocy. To zachęta do szanowania mojej pracy (jak mówię aktualizuj antywirusa, to nie po to by po tygodniu przychodzić z powodu braku aktualizacji), do nauki, do tego by spróbować sobie z problemem poradzić w pojedynkę i po prostu mniej truć mi d4.
Tak oto udało mi się zejść z ilością próśb o pomoc z kilkunastu tygodniowo do kilku na miesiąc.