Strach pomyśleć, co sobie o mnie myśli mój mechanik rowerowy.
Zajeżdżam do takowego i mówię mu, że prawa tylna szczęka mi nie wraca.
Niby próbowałem poruszać i poluzować wstrzyknąć benzynkę - ale przecież tego nie rozkręcę- bo później nie złożę i coś koncertowo schrzanie.
Mechanik zrobił to w 10 minut - rozebrał, wyczyścił i złożył, działa jak w szwajcarskim zegarku. Mnie osobie z wyższym wykształceniem, zajęło by mi to półtorej godziny - oraz, na pewno bym coś bardzo ostro schrzanił.
Myślę, że nie myśli nic. Ot, po prostu kolejny klient jakich setki.
Za to gdybyś przyszedł do serwisu i prosił o "suporeks do roweru", albo gdybyś kategorycznie żądał "wymiany licznika, bo ten zamontowany nie działa" w sytuacji, gdy czujnik zamontowałeś na widełkach nie od strony koła, a od strony zewnętrznej - wtedy byłbyś źródłem przyszłych anegdot.
Tak samo jest u informatyków. Jeżeli ktoś przychodzi bo komp nie działa - robi się i zapomina. Jeżeli ktoś przychodzi oburzony, żąda natychmiastowej naprawy, a potem się okazuje, że jego problem polega na tym, że zalepił myszkę taśmą klejącą, albo odłączył kabel sieciowy, albo włożył 2 cd naraz do stacji i dziwił się, że nie działa - wtedy byłbyś źródłem anegdot u informatyków.
Myślę, że tak jest w każdej branży. Pracowałem w kilku bardzo różnych (magazynier w hurtowni nart, pracownik callcenter w PZU, promotor w markecie, dziennikarz, wykładowca...) i KAŻDA jedna branża miała swoich bohaterów, swoje historie opowiadane na imprezach.
Jedno o czym trzeba pamietać to to, że klienci, których tu opisujemy to jest może 1%. 99% to normalni ludzie, którzy przychodzą z problemem i wychodzą z rozwiązaniem - bez żadnego wielkiego halo. Nie wolno tego 1% uznawać za całość pracy albo całość klientów.
Upss, ostatnio szafka kuchenna mi się zepsuła, co sobie pomyśli o mnie jakiś ''robol'' po zawodówce, jak mu to każę naprawić
Nic. Chyba, że odwalisz Mu jakiś numer w stylu żądania zwrotu pieniędzy za naprawę bo telewizor przestał działać w sąsiednim mieszkaniu