Zastanawiam się, czy potrafimy obejść się chociaż raz bez przysłowiowego dymu? Rozwiązać kolejny konflikt bez podsycania go? Kiedy czytam znów o tym, jak zaczynacie okładać się kijami bez powodu praktycznie, odechciewa mi sie uczestnictwa we wszelkich przejazdach. Takie niesnaski, przepychanki, zwalanie winy na siebie wzajemnie NA PEWNO zaprocentują we wzajemnej integracji, o której była mowa niejednokrotnie, nie tylko w temacie NMK.
Fakt, byłem w grupie, która urwała się wcześniej spod stacji. Zrobiło mi się zimno, odezwał się mój egoizm, bym nie stał, nie czekał na resztę, tylko wracał wraz z grupą zdecydowanych osób już w kierunku centrum, do domu. I tak zrobiliśmy. Rano podjechał, dostał wytyczne i tyle, urwaliśmy się.
W pewien sposób postapiliśmy źle. Rzeczywiście mogłem podjechać ja czy ktoś inny i publicznie rzucić hasło, że kilka osób dotychczas prowadzących się urywa i teraz kto inny przejmuje stery. Skoro już jednak większość była przy wyjeździe, to zdecydowaliśmy tak, nie inaczej.
Mogę przyznać się do błędu i przeprosić, jeśli ktoś poczuł się urażony naszym zachowaniem. Reszta uciekinierów niech wypowie się sama za siebie.
W przeszłości też takie rzeczy miały miejsce niejednokrotnie i nie było tragedii z tego powodu. A teraz czasu nie cofnę. Było, stało się, wszyscy dojechali szczęśliwie do domów i żyją dalej.
Schowajcie frustrację na inne okazje, są poważniejsze zmartwienia w życiu.