Ze wszystkich 4 mas, w których brałem udział, ta była w mojej ocenie najbardziej stresująca, zaczęlo sie niewinnie od bułki rzuconej z bloku przy Batorego, która pacnęła ze 3 metry ode mnie, potem najechałem na nogę pieszemu filozofowi ,który przechodził przez przejście w poprzek grupy cyklistów po skręcie z Chałubińskiego w Koszykową ( no przecież on ma zielone!), na zjeździe Dolną najechał na mnie jakiś młodzian, bez ofiar jedynie urwana śruba od błotnika, i w końcu na Wilczej ( a może Hożej juz nie pamiętam , którędy przejechaliśmy z pl 3krzyży w Kruczą) nie wiem jakim cudem udalo mi się ominąć zakochanego młodzieńca forsującego w poprzek ulicę do swej panny. Poczułem jedynie zapach jego miodu w uszach,na szczęście obeszło się bez kontaktu fizycznego.