Na zimę ubieram się mniej więcej jak na lato i jesień, tylko w więcej warstw. =}
1. Korpus:
a) Koszula lub koszulka (zależy, czy w ręce chłodniej), ale najlepiej z jakiegoś "plastiku" albo niektórych, jakby gładkich rodzajów bawełny, bo zwykła bawełna jest milutka tylko do momentu, gdy nasiąknie potem i zamiast się pozbyć tej wilgoci, czule przykleja się do ciała... =}
b) Zwykły polar (chyba 100-150) - w tym chodzę w pomieszczeniach zamiast sweterka.
c) Kurtka - kupiłem niedawno solidną i uniwersalną, tzn. oddychającą, wodoodporną oraz dość ciepłą, bo ma odpinaną podpinkę ze sztucznego puchu (Marmot Bastione Component); na razie nie było prawdziwych mrozów, takich koło -20 C, więc nie wiem jak wtedy się sprawdza, ale powyżej 0 C musiałem odpiąć podpinkę, dopiero teraz jest akurat; Uwaga! Dla mnie ważne, że w tym modelu są wywietrzniki pod pachami, i to zarówno w powłoce, jak i w podpince, na razie mam je ciągle odpięte jak jadę rowerem (na piechotę to co innego... =} ). W zeszłym roku jeździłem w normalnej, grubej puchówce i pod spodem zbierała mi się cienka warstwa wilgoci, stąd ten eksperyment z czymś mniej pancernym.
2. Spodnie:
a) Powyżej 0 C jeździłem i chodziłem w takich oddychających (elastyczne, z jakichś tworzyw sztucznych, ale nie wodoodpornych), bo one mniej nasiąkają niż dżinsy jak kropi i szybciej schną jeśli już namokną,
b) Teraz jeszcze na wierzch zakładam takie spodnie na śnieg, bo są kompletnie deszczoodporne (latem też się przydają), a przy okazji jest mi cieplej w nogi podczas jazdy; w pomieszczeniu ściągam je jak kurtkę. Planuję kupić spodnie snowboardowe, czyli tak samo deszczoodporne jak te, które mam, ale dodatkowo ocieplane, bo poniżej 0 C jeszcze mi trochę chłodno w nogi.
3. Stopy:
a) Skarpetki - raczej z wełny i sztucznych tworzyw, bo bawełniane potrafią nasiąknąć tak samo jak koszulki, no i oczywiście długie, żeby mi nie podwiewało przez nogawki (jak staję na światłach, to nogawki nieco podjeżdżają, odsłaniając kostki i kawałek łydki tuż powyżej).
b) Buty - kupiłem kiedyś wysokie buty trekingowe, ale jak nie brodzę w śniegu, to są dla mnie ciężkie i niewygodne, z drugiej strony moje ulubione zamszowe "osiołki" nasiąkają każdym deszczem i się łatwo brudzą, a zimą jednak są odrobinę za chłodne; w efekcie kupiłem coś w rodzaju nubukowych trzewików, ale z membraną przeciwdeszczową i generalnie jestem z nich zadowolony poza tym, że jak jechałem po ciemku przez kałuże, to woda siłą rzeczy i tak się dostała do środka, bo wlewała się od góry... =} Na jesień trochę za bardzo grzały z powodu tej membrany pewnie, ale teraz są akurat.
4. Dłonie:
a) Rękawiczki - wożę ze sobą po kieszeniach dwa rodzaje: cienkie polarowe jak nie ma wiatru, a mróz jest umiarkowany, oraz takie przeciwwiatrowe i bardziej wodoodporne. Ostatnio skojarzyłem, że można włożyć jedne w drugie, ale na prawdziwe mrozy korzystałem z takich snowboardowych, bo są ocieplane i wodoodporne.
5. Głowa:
a) Bufka - przez większość roku zwykła cienka wystarcza zupełnie, teraz korzystam z takiej z cienkim polarkiem i tę cieplejszą część naciągam na uszy i głowę.
b) Czapka - ta warstwa dodatkowo chroni mi uszy, ale też lepiej zachodzi na czoło, dzięki czemu przestało mi przewiewać zatoki, co jest bolesne i powoduje nieprzyjemny ból głowy.
c) Kaptur z polara i z kurtki - jak jest to czasem nasuwam dodatkowo, w zależności od potrzeby. Niestety, utrudniają mi oglądanie się za siebie, bo ograniczają widoczność, ale nauczyłem się odpowiednio wcześniej je ściągnąć (jedną ręką), a nasuwam jak jadę długo prosto.
...i to tyle, tzn. taki zestaw mi wystarcza.
***
Generalnie jestem zmarzluchem, więc wyjątkowo dbam o komfort cieplny i o suchość, pewnie nie każdy tak potrzebuje. Nauczyłem się jednak, że na mojej zwykłej trasie dom/praca jak zaczynam jechać, to dobrze, jeśli jest mi nieco za chłodno, bo dzięki temu w połowie drogi (10-15 minut) będę odpowiednio rozgrzany, a nie przegrzany i spocony. W połowie drogi często zmieniam na światłach rękawiczki z cieplejszych na lżejsze, albo nawet na chwilę w ogóle je ściągam, bo akurat dłonie najszybciej mi reagują na przegrzanie - głowa też, więc reguluję ciepłotę kapturami, a jak za ciepło mi w korpus, to wystarczy odpiąć dosłownie 2-3 cm suwaka pod brodą i zaraz robi mi się wyraźnie chłodniej.
Mam jeszcze jeden fajny ciuch - bieliznę termoaktywną z wełny merynosa. Jest doskonała, bo rzeczywiście grzeje, nie nasiąka potem, a nawet nie śmierdzi (specjalnie testowałem przez tydzień bez przerwy i nic!), ale moim zdaniem lepiej się nada na dłuższą wyprawę, gdy nie ma jak się ogrzać, niż teraz, bo po przyjściu do pracy nie miałbym jak jej zdjąć bez kompletnego przebierania się. Dlatego zimą stawiam tylko na warstwy zewnętrzne - ciepłe i chroniące przed opadami od góry oraz chlapiącym śniegowym błotkiem od dołu.
Muszę przyznać, że zmiana i uzupełnienie garderoby to był w sumie duży wydatek, w każdym razie większy niż sam rower (nie znam się na odzieży sportowej i turystycznej, bo ruch jest mi obcy, więc w dodatku wszystko to był eksperyment), ale robiłem to stopniowo, dokładnie sprawdzając jak mi to pasuje, i jestem zadowolony z efektu - zwłaszcza, że jeżdżę przez cały rok i rower stał się moim podstawowym środkiem transportu.
Trochę żałuję, że ciuchy "outdoorowe" nie są zbyt eleganckie ani kolorowe (w sklepie mówili, że nawet jak by chcieli takie sprzedawać, to panowie i tak wybierają czerń albo inne ciemne barwy...), ale też bez przesady - na pierwszy rzut oka nadal nie wyglądam na sportowca. =}