Tak czytam i czytam i aż mi się wierzyć nie chce, że dobrych kilka zim przejeździłem w tenisówkach, dżinsach i polarowej bluzie z letnia kurteczką. Jak to możliwe, skoro aby wyjechać w zimę KONIECZNIE trzeba wydać co najmniej 1000zł?
No chyba, że to nie jest wcale takie konieczne. Owszem, termoaktywna bielizna i wszystko co tu wypisano poprawia komfort jazdy w zimę, ale spokojnie zacząć można bez niej. Nie każda zima ma temperatury -10 czy zacinający śnieg. Nie każdy też jedzie w zimę naraz po 10km i więcej, by zdążyć dobrze odczuć chłód.
Na dobry początek, lżejsze zimy lub krótkie trasy spokojnie wystarczał mi kiedyś taki zestaw: Tanie marketowe portki z polaru, tania marketowa bluza z grubego polaru, na to lekka wiosenna kurteczka noname. Skarpety luźne i nie za grube, by nie odciąć sobie dopływu krwi do stóp, bo wtedy zimno w nogi. Ewentualnie rajstopy/kalesony/spodenki z Decathlonu do biegania (40zł). Rękawice polarowe z marketu za 10zł, lub tanie narciarskie noname - gdy temperatura zejdzie poniżej -10. Kominiarka polarowa z marketu za 10zł.
A później, jak Ci się spodoba zimowe szaleństwo, to możesz z czasem zmieniać, poprawiać i wydawac fortunę na lepsze ciuchy. A jak się nie spodoba, to nie wywalisz 1000zł w błoto ;-)