Nie jestem psychologiem ,ale mam swoje przemyślenia i obserwacje w stosunku co do zachowań na drodze jak i kierowców tak i rowerzystów . Dzisiaj około 7,45 -7,50 jadąc na Bródno i już na ulicy Odrowąża na ścieżce rowerowej wyprzedził mnie na wypasionej furze za około 4 tyś i ubraniu też około 3 tyś jakiś młody człowiek i z wyrazem twarzy nie do zapomnienia (takiego triumfu jeszcze nie widziałem). No cóż -stary jestem ,miałem bagaż, że nie jeden młody by nie podniósł mojego roweru( wiertarka SDS, wkrętarka i parę drobnych narzędzi) . Pomimo tego dalej z dumą jechał lewą stroną ścieżki,aż do momentu gdy z naprzeciwka nadjechał inny rowerzysta (bardziej roztropnie korzystający ze ścieżki) niby ustąpił jemu , ale nie do końca . Kierownicami się stuknęli i ten co po swoim torze jechał wpadł jak długi w żywopłot , a ten co uważał że skoro stać go na wszystko to i do niego ścieżka należy , też poleciał ,ale tylko poszorował sobie kawałek ścieżki. Chwilę przystanąłem i jak zobaczyłem że większych problemów nie było ,odjechałem ,ale przypomniał mi się mój wypadek przed laty -podobny. Reasumując , sprawdza się niedawno poruszany wątek badań dotyczących kasków i kamizelek a bezpieczeństwo. Skoro mam kask , skoro przedstawiam się z daleka (wygląd) jako profesjonalista jeżdżący już prawie zawodowo to i na mnie nie uważają , a i ja czuję się jak po wypiciu paru Reed Buli . To tak jakby miał samochód "Porsche" i jechał powoli za "Syrenką"- niektóre sytuacje ,aż prowokują do niektórych zachowań. Dlatego nie wiem dlaczego niby wszyscy mówią że bezpieczniej jest na ścieżkach , a ja uważam ,że jednak bardziej bezpiecznie czuję się na ulicy (nawet na środku jak bus pas jest).Zresztą lepiej żeby "wróg" mnie potrącił niż" niby przyjaciel". To jest gorsze tak jak złodziej obcy lepszy od własnego .