Może tak warszawska policja w końcu wzięłaby się do roboty i standardem było wyłącznie blokowanie roweru, a nie mocowanie do byle czego ze strachu przed kradzieżą?
Rowerzyści ponoszą koszty lenistwa policji i stąd problemy, choć jak ostatnio obserwuję w niemieckich miastach, gdzie aktualnie przebywam. Rowery są przyczepiane do wszystkiego i do niczego, czyli na nóżce zablokowane koło, albo rower przyczepiony do słupa, bo rowerzysta miał taki kaprys. Nikomu czapka z głowy nie spada, a każdy rowerzysta więcej jest na wagę złota, takie przynajmniej ma się odczucie. Niestety do całokształtu rowerowego miasta nie obejdzie się bez policji. To nie tylko kultura na drogach, ale ogólnie pojęte bezpieczeństwo z poszanowaniem czyjegoś mienia - marzenia, a może jednak tylko strach i potrzeba kształtowania społeczeństwa na europejskim poziomie.
Takie sceny nie powinny mieć miejsca, a jak już, to w sposób uprzywilejowany, czyli bez dodatkowych kosztów dla rowerzysty.
No tak, ale to Warszawa, a ja sobie wyobrażam funkcjonowanie ruchu rowerowego choćby na niemieckim poziomie, który ma wiele do życzenia, a jednak nieosiągalnym marzeniem w Warszawie.