Od jakiegoś czasu zdarza mi się jeździć na Saską Kępę.
Wracam przez most Poniatowskiego w nieszczęsnych godzinach obowiązywania buspasa. Przyznam, że szukam dla siebie miejsca.
Wieżyce są remontowane, więc jazda po chodniku jest nielegalna i nawet niemożliwa.
Jadąc obok buspasa, wszystkie samochody wyprzedzają mnie niezgodnie z przepisami buspasem, a niektóre trąbią. Najgorsze, że kierowcy się mnie nie spodziewają na środku jezdni. Wiatr na moście bywa spory, więc często mną zarzuca. Do tego buspas jest nieciągły, więc zmusza mnie to do czterokrotnej zmiany pasa.
Super raz było, jak doganiałam (nieskutecznie) rowerzystkę jadącą buspasem. Kierowcy musieli robić slalom, a przy przegubowcu myślałam, że któraś z nas zostanie piep....ta. W końcu zjechałam gęsiego za tamtą...
Jadąc buspasem wyprzedza mnie może 1-2 autobus + 2-3 taksówki. Ogólnie miejsca jest wystarczająco.
No i wczoraj jadę nielegalnie
buspasem. Wyprzedzają mnie wszyscy milutko, nikt nie trąbi. Widoczność idealna. Jadę z metr od krawężnika. Ruch umiarkowany. I dojechałabym zadowolona, gdyby nie kIEROWCA autobusu, który postanowił mnie zamordować. Jak się domyślacie, nie udało mu się. Prawie p...ął mnie lusterkiem na pełnej prędkości, a następnie chciał zepchnąć do Wisły. Zastanawia mnie, co nim powodowało. W końcu rowerzystę łatwo zauważyć z daleka, szczególnie jak się ma wolny pas przed sobą. Dodam, że typek miał drugi pas pusty, a warunki były idealne i było widno (16:40).
Teraz tylko myślę, czy zgłosić to jako usiłowanie zabójstwa, czy jako zwykła skarga na kierującego co naruszył przepisy.
Jakieś sugestie?