Tuż przed weekendem wyczytałem, że ruszyła "Akcja 150 cm" (
http://www.150cm.pl/), prowadzona przez "Teraz Rower". Pomysł promowania bezpiecznej odległości wydaje mi się bardzo dobry i dotyczy mnie osobiście - średnio na 4,5 kilometrowej drodze do i z pracy 1-3 kierowców omija mnie niebezpiecznie blisko. Niby to tylko mały procent wszystkich, którzy mnie wyprzedzają, ale z mojej perspektywy znacznie za duży. Jednak gdy się zastanowiłem nad tym, jaka odległość jest "bezpieczna" i sensowna, to mam sporo wątpliwości.
Spytałem organizatorów akcji dlaczego akurat 150 cm, a nie metr, który podobno jest w PoRD. Odpowiedź: "im więcej tym lepiej - metr to i tak dość mało - śliny podmuch wiatru, czasami dystans się skraca - jesteśmy zwolennikami wyprzedzania z największą odległością jaką się da a 150 cm wygląda całkiem rozsądnie.".
Nie wiem, czy wobec tego odległość powinna być w ogóle podawana dosłownie. Nie sądzę, żeby była jedna "sensowna" odległość (o czym za chwilę), a podawanie takiej dużej może wywołać zarzut postawy roszczeniowej i niepoważne podejście do samej - zdecydowanie słusznej - idei, na zasadzie "kolejny nierealny postulat drogowy, który ma mi tylko utrudnić życie, więc nie będę się tym w ogóle przejmować".
A co do "sensownej" odległości, to na przykład:
1. Ulice typu Żelazna czy Kazimierzowska mają na tyle szerokie pasy, że nawet pod nieobecność wyznaczonej DDR na asfalcie samochody jadą blisko lewej krawędzi pasa, a rowery bliżej prawej. Nie wiem jaka wtedy jest odległość, chyba nawet mniejsza niż metr, ale nie czuję się tam zagrożony, a samochody wymijają mnie bez przeszkód.
2. Gdy jadę wielopasmówką (typu Aleja Niepodległości), gdzie pasy są niewiele szersze niż szerokość samochodów, to bezpieczną i najbardziej naturalną odległością jest po prostu zjechanie na sąsiedni pas, a nie same centymetry. Tam chyba 150 cm się nie sprawdza - ponieważ jadę nie przy samym krawężniku, to pewnie do "lewszego" pasa mam właśnie przepisowy metr.
Niedawno zresztą taksówkarz najpierw przejechał przede mną za blisko i zatrąbił, a potem zrugał mnie przez okienko, że nie jadę przy prawej krawędzi pasa, ale wydawał się nie słyszeć pytania, jak wobec tego zachowałby ten metr odległości. Facet facetem, bo na szczęście mało kto próbuje mnie pouczać poprzez stwarzanie niebezpiecznej sytuacji, ale zacząłem mieć poważne wątpliwości jak niby miałoby wyglądać bezpieczne i przepisowe wymijanie na buspasie o takiej szerokości, gdyby oficjalnie wpuścić rowery na buspasy w naszym mieście?
3. Z kolei na weekendowej wycieczce poza miasto były albo małe drogi bez pasów, i wtedy po prostu mijali nas przy lewej krawędzi, i tam mogło być z 1-1,5 m odległości, albo było po jednym pasie w każdą stronę, i wtedy wyprzedzali nas tak samo daleko, ale nie zwracając uwagi na pasy - nawet jak była podwójna ciągła na zakręcie bez widoczności. I znów: wcale nie wiem, czy lepiej uczulać na odległość, czy może po prostu także zalecać zjechanie na drugi pas, tylko przypomnieć, żeby wyprzedzać dopiero gdy pasy na to pozwalają?
Bardzo jestem ciekaw co myślicie o bezpiecznej odległości (z uwzględnieniem kwestii pasów) i akcji 150 cm.