To nie jest nowy tekst, ale wrzucam, bo nie wiem, czy i gdzie ewentualnie na forum już o tym było:
http://www.sfora.pl/Tak-cie-zabija-jazda-na-rowerze-Wcale-nie-jest-zdrowa-a20677
Otóż, nie pierwszy raz spotykam się z tym, że podczas radosnej wymiany zdań w internecie ktoś pisze, że nie ma się czym jarać, iż nie stoi się w korkach i nie wydaje pieniędzy, ponieważ jazda na rowerze w dużym mieście to droga na skróty do nowotworów i co tam jeszcze chcecie.
To jak to w końcu z tym jest? Czy mijając rano korki z rogalem na twarzy popełniam samobójstwo na raty, czy nie popełniam?
Bzdura kompletna.
Po pierwsze, jadąc rowerem masz głowę wyżej niż kierowcy, a więc tam gdzie przewietrzanie jest nieco lepsze. Nie jest to jakaś spektakularna różnica, ale...
Po drugie, siedząc w samochodzie, wlot powietrza do kabiny wycelowany jest zwykle niemal w rurę wydechową auta jadącego/stojącego przed nami. Po to teraz stosuje się filtry kabinowe z węgla aktywnego - bo ktoś zmierzył, że te zanieczyszczenia się kumulują w aucie i jest ich nawet do 10x więcej niż poza. Jak chcesz, poszukam linka do tych badań.
Po trzecie, uprawiając sport (jakikolwiek) wentylacja i samooczyszczanie się płuc jest wydajniejsze. Nawet ostatnio uczestniczyło kilka osób z Masy w badaniach płuc. Mnie wyszło, że mimo mieszkania przy trasie szybkiego ruchu, EC Żerań, cementowni i jeszcze kilku obiektach, płuca mam powyżej normy zarówno pojemnościowo jak i w kwestii tego co w nich zalega. Nie wiem jak wypadły te badania u osób niećwiczących, ale zgaduję, że o wiele gorzej.
Po czwarte - próba doradzania jazdy autem jako rozwiązania problemu zanieczyszczeń jest jak gaszenie pożaru benzyną. Większość zanieczyszczeń w miastach to zanieczyszczenia komunikacyjne! Słowem - ograniczając ruch aut przestaje robić różnicę ile wdychasz jadąc rowerem, ile pieszo, a ile w zbiorkomie. Leczyć trzeba przyczyny, a nie skutki