Na wysokości wyścigów to ja pamiętam co najmniej 3 tragiczne wypadki z ostatnich lat.
Czyli popierasz zasadę: "można jechać 80 więc stawiamy ograniczenie 60, bo i tak nikt nie przestrzega, a jak trzech gości rozbije się z prędkością 140, to ustawimy 50"?
Absolutnie nie, bo to poprawia sytuację punktowo (w miejscu ograniczenia na zapas), a obniża bezpieczeństwo systemowo (uczy olewania znaków).
Ja bym w takim miejscu postawił 80, ale WYMUSIŁ jazdę dokładnie 80km/h. Wymusił odpowiednią budową drogi, geometrią skrzyżowań i jezdni, urządzeniami BRD, fotoradarami i to takimi bez tolerancji +10 km/h.
Z jednym jednak się z Tobą zgodzę - geometria tej drogi powoduje, że ludzie "nie rozumieją" ograniczeń na niej. Tą geometrię należałoby zmienić - np zwęzić pasy ruchu i wymusić fizycznie wolniejszą jazdę. Nie mówię, że koniecznie do 50km/h, bo IMO jakby przebudowę zrobić dobrze to 70km/h byłoby tam możliwe. Tylko nie wiem po co - bezkolizyjny odcinek miałby może 2km długości, oszczędności czasu u kierowców byłyby liczone w sekundach
Trochę z oszczędności paliwa: 50km/h na "3" to ciut duże obroty na normalną jazdę i zaczyna się mało ekonomicznie robić, a na "4" to jeszcze za wolno, żeby się turlać.
Mam auto, w którym od 50km/h jadę na 5 biegu, problem więc nie jest mi znany. Być może po prostu do miasta masz auto "autostradowe" a nie przystosowane do jazdy po mieście
Trochę żeby mieć przyjemność z jazdy chociaż na małym kawałku, po długiej szarpaninie w korku trwającym od Karczunkowskiej do Reala.
Jazda po mieście samochodem nigdy nie będzie przyjemnością. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że nie powinna być
A jak ZTM reaguje jak pokazujecie filmiki z Wiednia na których przegubowe Solarisy bez kłopotów przejeżdżają po spowalniaczach przy Lotnisku?
Filmik był z Aten, ale mniejsza o to. Reagują coraz lepiej. Przecież mamy już w Warszawie progi na ulicach, którymi jeżdżą autobusy miejskie. Biorąc pod uwagę, że 3 lata temu zarzekali się, że to absolutnie niemożliwe, zmiana jest spora.
Problem jest inny - w tych wszystkich urzędach siedzą stare pryki z wiedzą na poziomie lat 70-tych i niechęcią do nauki i nowości. Zanim się ich przekona do czegokolwiek nowego, choćby było najbardziej sensowne na świecie, mija kilka lat. Obecnie jesteśmy na etapie - postawiliśmy pierwsze progi, działają, ale boimy się postawić więcej. Ten etap minie, podobnie jak minął etap strachu przed asfaltem na DDR, strachu przed azylami dla pieszych, czy wieloma innymi tematami.
Lucerny to nie jest ta ulica, gdzie wymieniono asfalt i zaczęły się wypadki i gdzie ZDM zamiast uspokoić ruch na wniosek mieszkańców postawił światełka co się zapalają czerwono gdy jedziesz za szybko i uczą tego, by olewać nie tylko ograniczenia, ale i czerwone światła?
Tak, Lucerny to prostopadła do Mrówczej w Aninie, właśnie z tymi czerwonymi światłami do ignorowania.
No to tutaj ZDM z kolei okazał się zbyt innowacyjny. Nie wiem, gdzie podpatrzyli te świecidełka (podejrzewam, że gdzieś gdzie z tymi świecidełkami jest zgrany fotoradar), ale mieszkańcy wnioskowali o uspokojenie ruchu, a my od początku mówiliśmy, że te światła tam się nie sprawdzą, bo będą olewane. A teraz to chyba już standardowo - boją się przyznać do błędu.
I chcę dodać jeszcze kilka spraw od siebie:
1. Nie popieram przekraczania prędkości. Ale jeśli na danym odcinku ktoś postawił znak niepotrzebnie, droga jest "autostradowa" i spokojnie można na niej lecieć te 80 km/h a jest znak 40 - to dlaczego nie lecieć tych 80, skoro nikomu to nie zagraża? Bo jakaś menda drogowa wespół z policją (gmina każe zarabiać) chce łapać kasę? Albo komuś się zapomni? Nie chce się zdjąć znaku?
To, że ktoś nie rozumie sensu danego ograniczenia, jeszcze nie oznacza, że tego sensu nie ma.
Pamiętam utyskiwania kierowców na Gierkówce, że co światła to stoi 70km/h i że jazda szarpana strasznie. I pamiętam badania z branży drogownictwa, które mówią, że 70km/h to najwyższa prędkość, przy której jeszcze stawianie świateł ma jakikolwiek sens i nie powoduje zagrożenia. I co? Okazuje się, że te bezsensowne znaki mają ręce i nogi, tylko po prostu mało komu chce się w to wgłębić.
Zaryzykuję stwierdzenie, że podobnie jest z większością ograniczeń prędkości w mieście. Tylko po prostu przejeżdżając przez dane miejsce samochodem nie zawsze ten sens widać, on nie zawsze jest taki oczywisty i widoczny na pierwszy rzut oka.
3. Kilka dni temu testowałem sprawność hamulców i ABSu w sporym SUVie. Parking, nawierzchnia z kostki dałna, pokryta delikatnym białym prószkiem. Prędkość ~20km/h. W lecie taki pojazd zatrzymuje się w miejscu. Wtedy po gwałtownym wciśnięciu, mimo opon zimowych kilkanaście razy szarpał pedał hamulca, a samochód zatrzymywał się kilka metrów dalej niż powinien
A zabawne jest jeszcze to, że bez ABSu pewnie zatrzymałbyś się wcześniej, bo akurat na nawierzchniach sypkich jak śnieg czy piach ABS zwykle wydłuża drogę hamowania. Podobnie jak jeszcze w wielu innych sytuacjach.
Co oczywiście nie przeszkadzało Unii Europejskiej ugiąć się pod naciskiem lobbystów i uczynić ABSu obowiązkowym wyposażeniem wszystkich aut osobowych produkowanych po bodajże 2001 czy 2002 roku.
...czuć, że nie trzyma się zadanego toru jazdy, ABS robi co może...
ABS nigdy nie zajmuje się korekcją toru jazdy. On tylko odblokowuje zablokowane przy hamowaniu koła, nic więcej ten system nie robi!
Od tory jazdy jest ESP (różni producenci mają różne nazwy), które zresztą też działa w ograniczony sposób, bo praw fizyki jeszcze żaden system bezpieczeństwa nie przeskoczył.
Tylko ilu kierowców ma możliwość i chce sprawdzić jak jedzie i hamuje jego pojazd na śnieżku? Który rozpędzi się u siebie przed blokiem do tych 20-30 i gwałtownie zahamuje, aby wiedzieć ile czasu potrzebuje aby się zatrzymać w zimie przed pieszym?
Myślę, że każdy, który jeździł w zimę. A teraz w ramach kursów na prawko to masz nawet obowiązkowe zajęcia na płycie poślizgowej.
Wszyscy boją się tej zimy, a prawda jest taka, że najwięcej wypadków jest przy pięknej wiosennej i letniej pogodzie, gdy właśnie wszystkim wydaje się, że jest bezpiecznie i dlatego cisną bardziej bo jakby co (cytując Ciebie) "auto zatrzyma się w miejscu".
Statystyki mówią wprost - im gorsza zima, tym lepszy rok jeżeli chodzi o bezpieczeństwo na drogach. Dlatego, gdy Policja i KRBRD zastanawia się, czemu w 2011 roku był wzrost liczby ofiar, a w poprzednich latach były spadki, to ja mówię - sprawdźcie jaka była pogoda. Zima 2009 i 2010 była długa, mroźna i śnieżna, a w 2011 ciepła i krótka. I to bardzo widać, a gdy sobie weźmiesz statystyki "miesiąc co miesiąca" to widać nawet jeszcze bardziej.
Osobiście ciągle jestem za tym, aby KAŻDY kandydat na kierowcę musiał udokumentować przejechanie powiedzmy 1.000km rowerem po jezdni w mieście. Zarówno w lecie, jak i na jesieni czy na wiosnę - w tym ze 100km w nocy. Żeby wiedział na co uważać i jak się zachowywać na jezdni w różnych przypadkach. A nie uważał, że "ja wiem wszystko naj, bo ja jeździłem i jeżdżę naj i już!".
Tu Cię w pełni popieram. Pokazywanie kierowcom rzeczywistości z pozycji pieszego i cyklisty jest świetnym sposobem właśnie na to, by ci ludzie zrozumieli po co są te ograniczenia prędkości.
Gdyby w ramach kursów reedukacyjnych piraci musieli łazić w tę i z powrotem po przejściach dla pieszych np w takim Mysiadle (ul. Puławska) przez powiedzmy 4h dziennie, to by szybko zrozumieli po co stoi tam 50 czy 60 km/h. Potem jeszcze obowiązkowa przejażdżka rowerem jezdnią całej długości Puławskiej od Wilanowskiej do Piaseczna, z koniecznością wykonania np. sześciu skrętów w lewo na jednym ze skrzyżowań bez świateł i już by nie mieli żadnych wątpliwości co do ograniczeń prędkości w mieście
No i gitara. Teraz napisz, czy jeżdżąc rowerem po drogach publicznych ZAWSZE przestrzegasz obowiązujących na nich ograniczeń prędkości (mam na myśli głównie ograniczenia do 30 i 40 km/h)?
Zwłaszcza tych do 30-40 przestrzegam (zarówno na rowerze jak i w aucie), bo one stoją zwykle albo przy szkołach, albo (np w górach i na Mazurach) na zakrętach, z których przy 45km/h już wylecisz z trasy, albo są ostatnim rozpaczliwym wołaniem o pomoc drogowca, który nie radzi sobie z rozwiązaniem problemu wypadków w danym miejscu. Tak czy siak to są akurat te znaki, które zwykle są stawiane bardzo sensownie.
Jedyne bezsensowne znaki 30-40km/h zdarzają się, gdy gdzieś był remont i po remoncie ktoś zapomniał zabrać znaku. Ale takie znaki się zgłasza zarządcy drogi i po kilku dniach już ich nie ma.