C.d. tematu.
http://wyborcza.pl/1,126764,13187215,_Na_chamskie_przekraczanie_przepisow___chamskie_przepisy__.htmlŁukasz, instruktor nauki jazdy:
Wszystkim, którzy tak narzekają na nowy system fotoradarów pragnę powiedzieć: przyzwyczaimy się. Jeśli rząd będzie konsekwentny to za rok lub dwa będzie bezpieczniej. Nie ma innej metody na powstrzymanie tych, którzy po mieście jeżdżą po 100 km na godz. niż fotoradar, mandat albo i odebranie prawa jazdy.
Drodzy kierowcy. Otóż nikt nas nie chce okraść. Sami dajemy się okraść. Jedyny błąd rządu jest taki, że wziął się za to późno, bo przyzwyczailiśmy się mieć za nic przepisy dotyczące prędkości. Swoim brakiem drogowego wychowania wreszcie damy zarobić państwu. Mam nadzieję, że ochłoniemy. Mamy kiepskie drogi, ale nie jest to argument do zabijania się. Na kiepskich drogach trzeba być ostrożnym, a nie pędzić na złamanie karku.
Cóż to jest za argument, że zgodnie z przepisami jedzie się dwa razy dłużej? Czy piłkarz mówi, że przegrał mecz, bo był zmuszony grać zgodnie z przepisami? Są przepisy i zacznijmy je szanować. Znak to znak. Po coś stoi.
Przykład z Warszawy, pierwszy z brzegu. Nie działa sygnalizacja świetlna na przejściu dla pieszych. Na trzypasmowej jezdni już na przejściu stoi człowiek. Czy czasem nie korzystamy, my kierowcy, z przejść dla pieszych? Pytanie brzmi: kiedy ten pieszy zdoła przejść? Zastanówmy się. On ma przed nami już w tej chwili pierwszeństwo. Gdybyśmy jechali zgodnie z ograniczeniem 60 km na godz., to ktoś by może zdołał go zauważyć. A tak. Tragedia...
Zgadzam się z panem Wojciechem Pasiecznym w 100 proc. Jak nie będzie wiadomo, kiedy i skąd nas namierzą, to zaczniemy wreszcie patrzeć na prędkościomierze. Wyrobimy sobie nawyk. Jest obszar zabudowany to 50 km na godz. Tak jak jeździ cywilizowany świat. To tak trudno zwolnić? Trudno, bo przecież nikt to tej pory tego od nas nie wymagał. Zatem jak to tak, teraz...?
http://wyborcza.pl/1,75968,13186011,Wyznanie_drogowego_neofity.htmlWyznanie drogowego neofity
W zeszłym roku mieliśmy na drogach 37 katastrof smoleńskich! Co roku z mapy Polski znikają miasteczko takie jak Poronin, Łeba albo Mikołajki.
Dlatego wkurzają mnie jęki zadowolonych z siebie kierowców, którzy w czambuł potępiają narodowy program bezpieczeństwa na drogach.
Z Polaka za kierownicą spada maska. Wyłazi brak wyobraźni, arogancja, egoizm i agresja - tym większa, im większym wozem jedzie. I to żałosne przekonanie, że te cechy dotyczą wszystkich, tylko nie mnie. Przecież ja jeżdżę znakomicie i bezpiecznie. Piraci? To inni.
Wiem, co piszę, sam taki byłem. Trzy lata temu straciłem prawo jazdy.
W Olsztynku złapałem 12 punktów - podwójna ciągła, podwójna prędkość (ale nie podwójny gaz!), wyprzedzanie na trzeciego, wymuszanie pierwszeństwa, zajeżdżanie drogi. Spieszyło się...
Wydawało mi się, że jak pójdę na kurs doszkalający, to się wyratuję. Tam pierwsze upokorzenie. Sala nabita wulgarnymi osiłkami, którzy zamiast słuchać - napadali na wykładowców. Winna była policja, dziurawe jezdnie, źle ustawione znaki, inni. Tylko oni byli niewinni. Po kursie odjeżdżali z piskiem opon. Pomyślałem, że skoro trafiłem z nimi do jednej klasy, to jestem takim samym jak oni drogowym kibolem.
[...]
Co do drugiego linka - dlaczego nikt nie ogłasza żałoby narodowej z powodu śmierci kilkunastu kierowców miesięcznie?
I chcę dodać jeszcze kilka spraw od siebie:
1. Nie popieram przekraczania prędkości. Ale jeśli na danym odcinku ktoś postawił znak niepotrzebnie, droga jest "autostradowa" i spokojnie można na niej lecieć te 80 km/h a jest znak 40 - to dlaczego nie lecieć tych 80, skoro nikomu to nie zagraża? Bo jakaś menda drogowa wespół z policją (gmina każe zarabiać) chce łapać kasę? Albo komuś się zapomni? Nie chce się zdjąć znaku?
2. Osobiście nie przekraczam ograniczenia prędkości. Dlatego, że ja nie chcę. Po prostu wiem ILE trwa sekunda. Wiem, że jestem w stanie podjąć 1-2 decyzję w ciągu tego okresu czasu i jeśli mi tego czasu zabraknie to grozi to wypdkiem i skasowaniem nie tylko jakiegoś samochodu (mojego?), ale i czyjegoś zdrowia albo życia. Wystarczy drobny ułamek sekundu, zawahanie się, odwrócona uwaga i... wiele nie trzeba.
3. Kilka dni temu testowałem sprawność hamulców i ABSu w sporym SUVie. Parking, nawierzchnia z kostki dałna, pokryta delikatnym białym prószkiem. Prędkość ~20km/h. W lecie taki pojazd zatrzymuje się w miejscu. Wtedy po gwałtownym wciśnięciu, mimo opon zimowych kilkanaście razy szarpał pedał hamulca, a samochód zatrzymywał się kilka metrów dalej niż powinien - mimo, ze powinien stanąć dęba i próbować wysadzić mnie przez przednią szybę. Co by było na jezdni, przed przejściem dla pieszych, na które wszedł właśnie jakiś człowiek?
4. Samochód znacznie lżejszy, mniejszy (a la maluszek), ABS, ale oponki letnie. Rusza z poślizgiem, hamowanie z 20 wykonuje jako tako sprawnie, ale czuć, że nie trzyma się zadanego toru jazdy, ABS robi co może, ale... Może człowiek na tym przejściu dla pieszych by przeżył. Tylko z racji mniejszego pędu mniejszego pojazdu!
Tylko ilu kierowców ma możliwość i chce sprawdzić jak jedzie i hamuje jego pojazd na śnieżku? Który rozpędzi się u siebie przed blokiem do tych 20-30 i gwałtownie zahamuje, aby wiedzieć ile czasu potrzebuje aby się zatrzymać w zimie przed pieszym?
Osobiście ciągle jestem za tym, aby KAŻDY kandydat na kierowcę musiał udokumentować przejechanie powiedzmy 1.000km rowerem po jezdni w mieście. Zarówno w lecie, jak i na jesieni czy na wiosnę - w tym ze 100km w nocy. Żeby wiedział na co uważać i jak się zachowywać na jezdni w różnych przypadkach. A nie uważał, że "ja wiem wszystko naj, bo ja jeździłem i jeżdżę naj i już!".
Na koniec.
Kilka dni temu jechałem z kimś lemuzyną. Jakaś BMW, oczywiście automatyczna skrzynia biegów itepe. jak to by nazwał Raffi - Tetris na drodze, pasy zmienia jak chce i kiedy chce. Jak wjechaliśmy na pas przed "eLką" chyba zdającą egzamin to aż się obejrzałem, czy nie musiała gwałtownie hamować. Chamstwo, buractwo, debilstwo, nieświadomość tego co się robi. Wielokrotne przekraczenie prędkości zalecanej(!!!), o maksymalnej nie wspominając. Dlaczego? Po co?
Bo obok siedzi młoda, przystojna kobieta.
P.S.
http://wyborcza.pl/1,75478,13184975,Mial_wypadek__bo_gorzej_jezdzi.htmlKiedy widzimy wypadek, większość z nas zakłada, że kierowca zniszczonego auta był gorszym kierowcą, albo jechał gorszym autem, albo nie znał tak dobrze drogi - mówi prof. Tadeusz Rotter*
I wszystko jasne. Był po prostu gorszy. "A my jesteśmy debeściaki i jeździmy dabest! O!"