Ogólnie unikam jak ognia wyrobów korporacji piwnych, które od lat wciskają swoje intensywnie reklamowane świństwa. Nie odróżniam w smaku Warki od Królewskiego, bo to jest mniej więcej to samo - mało chmielu, dużo niewiadomoczego powodującego, że z piwem moim zdaniem niewiele ma to wspólnego. Sorry, że ostro się wypowiadam, mam nadzieję, że nikogo nie uraziłem.
Inaczej sprawa wygląda w przypadku piw udających lokalne, w rzeczywistości - wystarczy spojrzeć na etykietę - produkowanych przez te same koncerny (Łomża, Kasztelan). One nawet nie są najgorsze, ale nie widzę powodu, żeby poprawiać bilans wielkim firmom.
Dlatego piję piwa lokalne. Wcale nie wszystkie mi smakują, ale kilka bardzo mi odpowiada. Zatem praktycznie wszystkie Konstanciny, Lubuskie i Belfast z Jabłonowa.
Żadne nie ma obniżonej zawartości alkoholu, więc raczej po rowerze niż w trakcie. Ale jestem rowerzystą, więc są to piwa dobre dla rowerzysty