Nie bardzo. Widziałem znacznie droższe rowery.
To nijak nie dowodzi, że nie jest drogo.
Skad założenie, ze cokolwiek chcę Ci udowadniać? Niech się miasto samo broni ;-)
Sytuacja byłaby idealna, gdyby nie to, że miasto dopłaca do tej prywatnej współpracy dwóch prywatnych firm.
Skąd wiesz, że dopłaca? Zwłaszcza, że jeszcze żadnej prywatnej stacji w mieście nie ma nawet w zapowiedziach.
W takim razie sposób rozliczenia trochę dziwny. Zakładam bowiem, że 20 mln jest kwotą, która miała starczyć na realizację przedsięwzięcia bez względu na przychody (przy takim cenniku powinno być to tak skalkulowane). Czemu zatem przychody nie idą do miasta?
Bo wtedy zapewne miałbyś na wstępie nie 20mln złotych tylko więcej. A później nie wiadomo czy by się zwróciło z tych przychodów. A tak całe ryzyko braku przychodów bierze na siebie firma i miasto co prawda nie zarobi, ale ma tez pewność, że nie będzie musiało więcej dopłacić. Jak dla mnie to nie jest wcale taki zły układ - płacisz raz i masz temat z głowy.
Porównując to do sytuacji z przewoźnikami autobusowymi, byłoby tak, jakby miast kupowało u przewoźnika kursy (tak jak to robi obecnie) i dawało mu jeszcze przychody z biletów. A jak dzielnica będzie chciała stworzyć przystanek, to powinna go wybudować, i jeszcze darować przewoźnikowi kilka autobusów...
No i dokładnie na tej samej zasadzie masz finansowane połączenia kolejowe. Przewoźnik (np PKP Intercity, Arriva, Przewozy Regionalne, Koleje Mazowieckie) jeździ, zarabia sobie na biletach, ustala sobie rozkład, ponosi ryzyko dewastacji pociągów i stacji, a Państwo lub samorząd mu dopłaca tyle, by nie miał strat i mogł wykonywać funkcję publiczną.
Tak samo masz z autobusami w mniejszych gminach, w których organizator przewozów i przewoźnik to jedna firma - czasem gminna, ale czasem sprywatyzowana.