I to jest właśnie ta zasadnicza różnica między Polską a Holandią.
Zasadnicza różnica jest taka, że w Holandii na pierwszy rzut okiem możesz powiedzieć, czy jesteś na autostradzie, trasie ekspresowej, ważnej ulicy w mieście, ulicy klasy zbiorczej, czy małej uliczce osiedlowej.
Także jak zmienia się prędkość dopuszczalna, droga w NL "informuje Cię" o tym odpowiednimi rozwiązaniami infrastrukturalnymi. Widać to doskonale na filmie, gdzie są dwa wyraźne odgięcia toru jazdy (przy wjeździe i wyjeździe z terenu zabudowanego) i kilka podobnych rozwiązań. nawet będąc ślepym na znaki w Holandii nie da się przegapić wjazdu do terenu zabudowanego, wjazdu do strefy Tempo30, ani zmiany kategorii drogi, po której się poruszasz.
U nas to jeśli tylko istnieje jakakolwiek droga, to każdy kto się buduje robi na nią wyjazd.
Gryzie się to niczym trzy psy na raz.
To szerszy problem. U nas drogowcy nie bardzo rozumieją, że droga ma różne funkcje, a funkcja transportowa jest tylko jedną z nich i - uwaga - często wcale nie najważniejszą.
Niby na studiach uczy się o tym, że są klasy dróg. Ale po co one są, czym się powinny różnić drogi różnych klas, a przede wszystkim DLACZEGO powinny się różnić, to mówi się już niewiele. Ot wspomni się to, co w przepisach i tyle. Moim zdaniem funkcje dróg to powinien być oddzielny przedmiot na studiach. I to połączony z ćwiczeniami, gdzie studenci uczyliby się jak zaprojektować ulicę o przeważającej funkcji parkingowej, handlowo-usługowej, dojazdowej, lokalnej, zbiorczej, głównej (tranzytowej), ulicę rowerową, osiedlową, czy np deptak.
Ciekawi mnie niezmiernie jak długo autostrady i drogi szybkiego ruchu upilnują.
Za miastem to podejrzewam, że upilnują. Bardzo pomaga w tym niezależność GDDKiA, na które gminy w zasadzie nie mają żadnego wpływu. GDDKiA nie ma w interesie by utrudniać sobie życie budową wyjazdów z czyichś posesji lub uliczek na swoje drogi. W ich interesie leży by tego było jak najmniej i nieźle im wychodzi trzymanie się tego interesu - poza zaszłościami historycznymi, gdzie wjazdy na krajówkę były "od zawsze", nowych się raczej nie robi. Sporo dróg krajowych przez miasta dostało tez dodatkowe jezdnie techniczne, tak że wjazdy są, ale nie z głównej jezdni, którą wali tranzyt.
Jazda zaczyna się w miastach na prawach powiatu, bo tam zarządcą dróg krajowych i wojewódzkich jest... miejski zarząd dróg. I występuje pewna sprzeczność interesów, bo miasto gówno obchodzi przelotowość drogi i tranzyt (i słusznie), a za to najchętniej pod przelotową drogę podpięło by wszystkie wjazdy i miejsca do parkowania, by nie musieć płacić za budowę jakiś dodatkowych ulic, dojazdów do posesji i innych rozwiązań.
Wyłania się jakiś znany obraz z mojego opisu?