A ja napiszę tak: Znając niedoskonałości mojej pierwszej poziomki nie narażam siebie ani sprzętu na obrażenia i uszkodzenia. Spokojnie rowerek czeka na pierwsze mocne roztopy. To czas na przemyślenia co poprawić w tej konstrukcji i jaki rowerek zbuduję jako następny. W deszczu już śmigałem WilPafem i było przyjemnie.
Czym więc jeżdżę? Po prostu moim 14-letnim Arkusem Foresterem z pełnymi błotnikami. Opony 26x1,95 semi slick, a w zasadzie wytarte na slick nabite do 4 Atm. Po każdym dniu jazdy starannie omiatam śnieg, czyszczę i smaruję napęd. To zapewnia niezawodność.
Technika jazdy? To już moja bodaj 5-ta zima na rowerze. To daje dużo doświadczenie, praktyki, ćwiczeń własnych i taktyki na jezdni. Właśnie na jezdnie, jeżdżę WYŁĄCZNIE po jezdniach. Najzwyczajniej w świecie DDR zniknęły pod śniegiem. Jazda po kiepsko odśnieżonych chodnikach i DDRiP to czysty masochizm.
Na czym polega ta taktyka? Spokojna - wolniejsza, jazda, brak wykonywania gwałtownych manewrów, łagodne branie łuków, praktycznie zawsze sygnalizuję manewry, wcześniejsze hamowanie. Jeśli jezdnia jest mokra z lekkim tylko błockiem pośniegowym to jeżdżę środkiem pasa ruchu. Jeśli zaś jest mnóstwo błota pośniegowego, brei i śniegu to w prawej, czasem lewej "koleinie" (zależy od sytuacji w ruchu).
I to mi w zupełności wystarcza. Już dawno zrozumiałem i stosuję wskazówkę Raffiego - nie spieszę się. Brak wywierania na samego siebie presji pośpiechu jest ulgą samą w sobie. Czuję że przynosi mi korzyści jeżdżąc rowerem
PS. Jeżdżąc w dzień przy opadzie śniegu nawet nie włączam lampek, i tak są za słabe aby było je widać. Zakładam za to kamizelkę odblaskową.
PS.2. Jeżdżąc jezdniami omijajcie błockowo-śniegowe bryły. Czasami fajnie się rozpaćkują, ale czasami można trafić na twarde "skały". Wybijają z kursu jak kra Tytanica i gleba gotowa.