Ja bym była zadowolona, gdyby "ścieżki" były odśnieżane chociaż interwencyjnie, nie muszą być czarne i suche.
(...)
Chciałabym, żeby ddrki były po prostu przejezdne. Do tego wystarczy nawet 1 m szerokości. Myślę, że kwota odśnieżania byłaby dużo niższa, bo duża część "ścieżek" jest oznaczona poziomym C13-C16 i powinna być odśnieżana i tak jako chodnik.
Moje powyższe pisanie wynika z chęci zrozumienia oczekiwań jeżdżących rowerem zimą,więc dzięki za ten głos.
Zastanawiałem się wczoraj czy te oszacowane miliony za odśnieżanie ścieżek to dużo. Zadałem sobie pytanie ile byłbym gotów zapłacić za dostęp do przygotowanych tras rowerowych. Jako przeciętny człowiek, pragmatyk, nie ktoś, kto ma zimowe "parcie na rower" (to nie ma być obraźliwe! ja mam takowe parcie w nie-śnieżnej-zimie
) byłbym gotów zapłacić nie więcej niż bilet kwartalny, czyli 250 zł*. Dzieląc to bezrefleksyjnie przez oszacowane wyżej koszty potrzebaby kilkadziesiąt tysięcy(!) podobnych mi ludzi, aby w moich oczach ten wydatek uchodził za zasadny. Gołym okiem widać, że aż tylu ludzi na rowery w zimie nie wsiada.
Do przeciętnego człowieka dociera nieprecyzyjna informacja: "rowerzyści chcą odśnieżonych ścieżek". Jaki ma stosunek do takich postulatów nietrudno dowiedzieć się z komentarzy pod artykułami traktującymi o zimowych problemach rowerzystów. Aby to wszystko miało ręce i nogi, potrzebny jest jasny przekaz co, jak, gdzie i za ile. Wszelkie niedopowiedzenia, brak szczegółów, brak wyartykułowanych konkretnych oczekiwań (realnych oczekiwań. Kilkanaście milionów to oczekiwanie moim zdaniem zdecydowanie wygórowane w obecnych realiach) dają pole do narastania ogólnej niechęci, formułowania zarzutów, szkodzą sprawie.
Przeczytałem ten wątek i zanim cokolwiek napisałem odniosłem wrażenie, że oczekiwaniem ludzi postulujących odśnieżanie są właśnie czarne ścieżki. Tym bardziej dziękuję za odpowiedzi, które mnie od tego mniemania odwiodły.
Są przyjęte standardy, wg. których mają być budowane ścieżki. Przydałoby się coś podobnego do zimowego utrzymania. Rozwiązania zadowalające użytkowników, a przy tym pociagające koszty współmierne do realnego wykorzystania ddr dziś.
Myślę, że to się da pogodzić. Wczoraj na przykład byłem bardzo pozytywnie zaskoczony stanem alejek na Polu Mokotowskim. Prawdopodobnie przejechał tam zwyczajny pług, zero piasku, zero soli. Po kilkucentymetrowej warstwie ubitego śniegu szło się wspaniale, znacznie lepiej niż po chodniku np przy Banacha, gdzie popiaszczono-posolona breja uciekała spod nóg. Rowerem jechałoby się też nieźle.
Chciałbym, aby podobne odpowiedzi można było usłyszeć w Warszawie :
Inspiration from Copenhagen p.s. są wyrwikółki
Jestem realistą, raczej nie dam się przekonać, że możemy takie coś osiagnać za rok czy dwa. Potrzeba czasu. Dekady, może więcej. Dziś popieram przede wszystkim popularyzowanie roweru w sezownie "pozazimowym", zachęcam znajomych. Wychodzę z założenia, że jak będzie frekwencja w lecie, to "public demand" na zimowe ścieżki w wersji de-luxe sam się zrobi. Walka na wyrost (odśnieżajmy, to ludzie zaczną tłumnie jeździć w zimie) przypomina mi postępek ZTM z tramwajem przez most MCS. Badając ludzi w moim otoczeniu utwierdzam się w przekonaniu, że generalnie nie rozważają oni zimowego pedałowania z. Po prostu, z przekonania.
* uważam, że takie obrazowe rozbicie kosztów na pojedynczego użytkownika jest pożyteczne, a zaproponowana kwota rozsądnie skalkulowana.W końcu to nasze pieniądze. Myślę, że to kluczowe, aby w dyskusji nad jakąkolwiek inwestycją (tu wydatkiem) rozważyć, czy aby całe społeczeństwo nie zrzuca się na bardzo drogi prezent dla nielicznej grupy ludzi.