Jeszcze się taki nie urodził, który by zasnął za kierownicą roweru, a w samochodach co chwila
Nieskromnie się przyznam, że udało mi się przysnąć na moment jadąc na Nocnej Masie. I to dwa razy
Jadąc z północy jeszcze przed Markami na dłuuugim prostym odcinku drogi mocno mrużyły mi się oczy. Zatrzymaliśmy się więc przy jedynej napotkanej stacji paliw. Mieli remanent i jedyne cokolwiek do picia było jakieś PowerShit. AdBej jednym ciurkiem wypił mi 2/3 zawartości. Resztka i tak mi nie pomogła. W dalszej jeździe to rozmowa okazała się rozbudzająca.
Drugie zaśnięcie wydarzyło się gdy wracaliśmy z Marek Radzymińską. Znowu dłuuuuga, prooosta, nudna jak barszcz droga... Na kilometr przed Centrum M1 zamknęły mi się oczy. Już mnie znosiło na prawo, gdy alarm zmysłu równowagi spowodował gwałtowne szarpnięcie i wyprostowanie kierownicy... Otrzeźwienie umysłu było natychmiastowe.