@Drex
Jeśli chodzi o estetykę, to muszę przyznać, że duże koło z przodu, też nie bardzo mi się podoba. Jeśli chodzi o waloru użytkowe, takie rozwiązanie sprawdza się dużo lepiej niż 20" ( tak twierdzą koledzy)
No i mamy dylemat.
26" ma ta zaletę, że łatwo o obręcze, opony, dętki i ZWŁASZCZA amortyzowane widelce. Na 20" bywa różnie, czasem bardzo kiepsko. No i przy 26" na kole napędowym nie trzeba się bawić w jakieś wielkie blaty z 65 zębami czy inne wynalazki.
Można zastosować (tak jak ja) motyw pośredni - 26" koło napędowe i 20" koło nienapedowe. Ale wtedy jest zabawa bo na wyprawy bierze się dwa rozmiary dętek (o ile się je wozi). I nie znika kłopot z niedostępnością części na 20".
Także 2x26" ma swoje zalety. Ale ma i wady - dłuższy rower, do tego brzydszy (to już kwestia gustu, mnie się niektóre 2x26 podobają) i wyższy, a więc czasem mniej wygodny przy stawaniu na światłach.
Teraz pozostaje tylko pytanie co dla kogo jest ważne :-)
http://bzaborow.org/galer/pg/photo/69135
Konstrukcja ciężka, brzydka, lub wręcz wstrętna (moja opinia, mam nadzieje, że się Bartek na mnie nie obrazi) a do tego...
Tak szybka, że odechciewa się człowiekowi wszystkiego, gdy widzi w oddali znikający pomarańczowy odwłok tego egzotycznego owada.
Ale jak widać Bartkowi odpowiada - u mnie budzi zaciekawienie i nie będę ukrywał, trochę zazdrość.
Niski (od mojego roweru o jakieś 30cm), z opływowym kufrem badanym pod kątem zawirowań powietrza, faktycznie niezbyt piękny i NIE do ukradzenia, bo nie da się na nim ujechać ;-)
Jedno słowo - aerodynamika. Ale tego słowa nie zrozumie ktoś na pionowym rowerze, bo dla Nich aerodynamika oznacza tylko spandeks, zmianę kierownicy na wąskiego baranka i cieniowane szprychy ;-) Ja zrozumiałem znaczenie tego słowa w pełni dopiero na Słowacji - jadąc >70km/h z górki z sakwami dawałem ile tylko nogi mogły, a Bartek wyprzedził mnie nie pedałując i jadąc jakieś 20km/h szybciej ode mnie (wiem, bo widziałem licznik z 9 z przodu ;-) ).
I już wiedziałem. Nie gra żadnej roli to iż jego rower ma ramę z ciężkiej stali i waży >30kg. Wiedziałem, że bez znaczenia jest piasta z przerzutką planetarną ze sporymi oporami toczenia. Wiedziałem iż dynamo w piaście także nic nie zmienia, choć opór stawia. Realną rolę gra TYLKO opór powietrza. Tym większą rolę gra, im szybciej chcemy jeździć.
U Bartka opór powietrza jest o połowę mniejszy niż u mnie w poziomie. U mnie w poziomie opór jest o te 50% mniejszy niż w klasycznym mieszczuchu. To oznacza, że choć trzeba cyborga by ujechał ze mną na poziomie (Olaf, Mocniak i Goldi spokojnie dają radę, Seba i Pimpf zazwyczaj też, choć już nie zawsze), to do doścignięcia Bartka potrzebny jest już cyborg ale na poziomie. Ewentualnie megacyborg na pionowcu, ale takich nie widziałem. Albo dowolny poziomkowicz na czymś, co ma podobny opór powietrza co Bartkowe Flevo, ale nie jest Bartkowym Flevo, bo na nim nikt poza Bartkiem nie umie pojechać ;-)
Dla każdego ważne jest co innego. Jeden stawia na szybkość, inny na zwrotność, kompaktowość, ładowność, możliwość łatwego przechowywania lub transportu.
Dokładnie. Mój poziom jest na miasto i do turystyki. To taki trekingopoziom ;-) U Bartka to zdecydowanie poziom wyścigowy, szoziomka taka
. I dlatego nigdy nie będę miał z Nim szans na torze, choćbym nie wiem ile lat trenował.
Ale mój rower jest praktyczniejszy przy noszeniu po schodach, wstawianiu do pociągu, windy, czy powolnej jeździe na Masie. Lepiej się sprawdza w terenie i daje radę wjechać pod górki o większym nachyleniu, na którym rowery z napędem na przód już wymiękają. Coś za coś. Dlatego niektórzy mają nawet po 4 poziomy, każdy na inna okazję ;-)
Pomimo, iż na pozór rowery są podobne, to w praktyce okazuje się, że diametralnie się od siebie różnią.
Dokładnie. Na torze było to widać najlepiej. Nie tylko po prędkości jazdy po torze, ale też np podczas zamiany na rowery, gdzie nagle się okazywało, że choć ktoś jeździ jednym poziomem, to na drugim nie umie nawet ruszyć.
Mają jednak wspólny mianownik - wygodę i zasięg.
Dokładnie.
Pierwsze kółko i pierwszy zakręt trochę przerażający (może to nie najlepsze słowo, ale co tam). Zdjęcia i filmik niestety nie pokazują, jak bardzo te zakręty są w rzeczywistości pochylone.
Prawda. Dobrze to odczułem jak wlazłem na górę i zacząłem się zsuwać w SPD na dół. A to nie był najbardziej nachylony fragment toru ;-)
Jeśli jedzie się z prędkością poniżej 32km/h ma się wrażenie, że rower straci przyczepność i zsunie się po betonie w dół.
Nom. Ja mam ponadto jeszcze inną nauczkę na przyszłość: brać ze sobą na tor pompkę do dampera. Jak przy niskiej prędkości w takim łuku wpadasz na przełom (a niestety są spore) i nie ma co Cię zamortyzowac, bo opony i damper na twardo, to robi się niebezpiecznie. Przy wyższej prędkości jest lepiej, bo nachylenie zakrętu daje docisk, ale podskakiwanie tylnego koła w zakręcie zawsze grozi poślizgiem i glebą.
Jazda po torze jest zdecydowanie bardziej męcząca, niż jazda po szosie, co było zaskoczeniem nie tylko dla mnie.
Ponadto jazda torowa doprowadza do szybkiego zwatowienia nóg.
Inny styl jazdy. Pewnie tak jak ja jesteś przyzwyczajony do raczej powolnego rozpędzania się i później równej jazdy. Tu o równej jazdy nie ma mowy, bo raz na 200-300m zmienia Ci się wiatr (z wiejącego w twarz na wiejący w plecy i odwrotnie), a i to nachylenie też męczy jakoś, nawet jak trzymasz się dołu toru.
To było fajnie widać jak wracaliśmy. Na torze Storm był najwolniejszy, ledwo >30 jechał, a i po kilku okrążeniach też już nie bardzo dawał radę. A jak wracaliśmy to sobie spokojnie te około 30 trzymał od Żyrardowa do Pruszkowa, a i dalej (odłączył się i pojechał do Ożarowa) pewnie też. A jechał cały czas na czele i nie dostawał zmian (brak hamulców=jedziesz z przodu).
Później z kolei prowadziłem ja - drugi najwolniejszy na torze. I tak dojechaliśmy do Warszawy.