Na FB, na profilu Rafała Betlejewskiego (red. z RDC, który był obok i pomagał ofierze) są zdjęcia rozwerzysty. Brrr, osłabiający widok (otwarte złamanie ręki). Fejsbukowi i ciekawi łatwo znajdą.
Samochód zajechał drogę, jest winny, wiadomo. Ale tak sobie myślę, że
jeśli był łańcuszek aut jadących w dół i
jeśli któreś zwolniło i zrobiło lukę, żeby ten Opel jadący z dołu mógł skręcić, to może rowerzysta - gdyby jechał wolniej i uważniej - mógłby to zauważyć i uwzględnić? Oczywiście może nie mógł, może to zostawianie luki było niewyraziste, może działo się za szybko itd.
Pomyślałam, że to napiszę, bo co prawda nie popieram zrzucania winy na ofiarę, ale może ten - kolejny - wypadek przypomni rowerzystom, że Tamka nie jest super bezpieczna. I w ogóle, że
pasy potrafią dawać fałszywe poczucie bezpieczeństwa (o czym przekonało się w zeszłym roku trochę londyńskich rowerzystów
). Nieco więcej rozwagi, nie wszędzie i nie zawsze warto rozpędzać się na full...
Staram się pamiętać, że tam są wyjazdy, małe uliczki. Jak jadę w dół - czyli jednak szybciej niż przy wspinaniu, staram się patrzeć nad dachami aut, czy coś się nie dzieje na przeciwnym pasie. Mogę nie zobaczyć, bo wany, autobusy i w ogóle, ale chociaż próbuję...
Najważniejsze jest uczenie kierowców: w dół prowadzą dwa pasy - dla samochodów i dla rowerów - to, że na jednym jest miejsce, nie oznacza automatycznie, że na drugim też. Ale o siebie samego też warto się zatroszczyć...