Polskie PoRD mamy takie jak mamy; jeśli jest Droga dla Rowerów - masz
obowiązek nią jechać.
Nie ważne że DDR jest nieodśnieżona,
że leży na niej potłuczone szkło grożące w oczywisty sposób przebiciem dętki,
że są krawężniki,rynienki,
że stoją na niej zaparkowane samochody,
że idzie matka z wózkiem, że dzieciaki się rozbiegły po niej,
że piesi traktują ją jako chodnik,
że idzie babcia z psem na smyczy (babcia po jednej stronie, pies po drugiej),
że na przejazdach dla rowerzystów trzeba wcisnąć guzik by dostać zielone,
czy wreszcie ze DDR się kończy za 500 metrów,
albo co chwila przeskakuje z jednej strony jezdni na drugą.
Nie wspomnę już o komforcie jazdy rowerem po fazowanej kostce,
czy też o fakcie, że projektanci DDR w ciągu całego swojego dorosłego życia,
nie przejechali nawet kilkudziesięciu km rowerem po mieście,
co dotyczy się też służb takich jak policja i SM
Pomijając już możliwość mandatu,
ale najbardziej wkurzająca i stwarzajaca zagrożenie bezpieczeństwa,
jest frustracja blachosmrodziarzy (inaczej takich nie nazwę),
którzy widząc rowerzystę jadącego jezdznią, gdy obok biegnie DDR,
i jeszcze czasem B-9 przy jezdni - nie dadzą mu żyć;
klaksony, zajeżdzanie drogi, używanie spryskiwaczy,
a czasem zatrzymanie się i groźby albo stek wyzwisk.