Ale z kamienia też nie jest, a i na masie bez ruchu nie stoi. Aparatowi, który lubię, nie fundowałabym siedzenia za pazuchą. Zimny aparat/obiektyw w wilgotnym otoczeniu to ryzyko skraplania się wilgoci na elektronice i optyce.
Na moim aparacie wilgoć skropliła się nieraz i nic mu z tej okazji nie było. Ba, mało tego - nieraz zdarzyło mi się fotografować w deszczu i też aparat to zniósł normalnie bez specjalnego suszenia, rozbierania i pieszczenia się z nim. Ja bym nie przesadzał - aparat powinien być odporny na nieco wilgoci, inaczej nie dałoby się go normalnie używać
A już nie wiem jak trzeba by się mocno pocić, by zawilgocić aparat pod kurtką, do tego na mrozie
Co innego schowanie sprzętu do kieszeni albo choćby futerału - będzie troszkę cieplej, ale równie sucho.
Na prawdziwym mrozie nie będzie. Uwierz mi, mam za sobą parę kilkugodzinnych plenerów przy suwalskich mrozach i trochę to testowałem w praktyce. W takiej temperaturze otworzysz futerał/kieszeń i zanim schowasz w nim aparat lub baterię, ciepełko sobie uleci w świat i zysku ze schowania nie będzie żadnego.
Wyświetlacze LCD mogą chwilowo świrować.
Najlepiej wyłączyć ekraniki i dźwięki. Bateria, która i tak swoje już dostaje od mrozu, będzie za to bardzo wdzięczna.
No i baterie za zimnem nie przepadają - teoretycznie można mieć drugą w kieszeni na wymianę, ale nie praktykowałam nigdy takich cudów (jak jedna zaczyna słabować, chowamy ją do kieszeni, a dajemy szansę tej wcześniej ogrzanej).
Ja praktykowałem. Pomaga, ale w kieszeni baterii nie rozgrzejesz. Musi być znacznie bliżej ciała, inaczej nie zdąży się rozgrzać zanim druga się wychłodzi i straci "parę"
Rozwijając jeszcze temat, jeśli jest naprawdę zimno, a o aparat chcemy dbać, warto dla jego dobra wdrożyć procedurę wracania do domu - bo to moment realnie newralgiczny:
- jeszcze na dworze wyjmujemy baterię (można i kartę, po prostu żeby było można od razu zgrać zdjęcia, jeśli nie robimy tego "przez kabelek")
- wkładamy aparat do szczelnej plastikowej torebki
- w domu zostawiamy w możliwie chłodniejszym miejscu, aż aparat powróci do temperatury pokojowej (kilka godzin)
- i wtedy możemy spokojnie aparat rozpakować
Nigdy się w to nie bawiłem
Oczywiście wszystko co piszesz ma solidne podstawy teoretyczne i jest generalnie dobrą radą, ale raczej dla ludzi panicznie zapobiegliwych.
Aparaty nie padają od byle zmiany temperatury czy odrobiny wilgoci. Gdyby tak było, nie dałoby się ich normalnie używać, bo wilgoć i zmiany temperatury są normalne także przy pracy fotografa. Wyobraźmy sobie to na przykładzie: Fotograf wchdozi z młodymi z dworu do sali weselnej i - 2 godzinki przerwy w fotografowaniu, bo aparat zawilgotnieje. Albo: Wchodzisz z aparatem do jaskini, kopalni, starego fortu, piwnicy itp i... nie fotografujesz, bo przecież jest tam wilgoć.
Także nie dajmy się zwariować