Bardzo liczę na rozdmuchanie tematu, bo w moich oczach powoli staje się głównym problemem w poruszaniu się rowerem.
Kilka razy przejechałem (bo z małą córką, więc może bezpieczniej) Ciągiem Pieszo-Rowerowymm wzdłuż ulic 3 Maja/Mozajkowej/Mrówczej w Józefowie/Wawrze. Trasa jest poprowadzona jako chodnik, co kilkanaście-kilkadziesiąt metrów wyjazdy z posesji (o innych utrudnieniach nie wspominam, ta trasa to ekstremalny bubel). O tym, że wyjeżdżający z nich samochodami albo nie mają szansy zobaczyć mnie, gdy jadę (jest za wąsko) albo mają to po prostu w dupie, przekonałem się 2 razy. Raz udało mi się wyhamować, raz nie (bez szkód). Od tamtej pory jeżdżę tamtędy ulicą, również z moją córką.
Dwukrotnie z tego powodu zatrzymała mnie tam policja. Tłumaczyłem grzecznie, że ta ścieżka jest bardzo niebezpieczna, policjanci upierali się przy swoim. Ja udawałem, że ich słucham, kilometr dalej wracałem na ulicę.
Dotychczas żyłem jednak w przekonaniu, że gdyby w takiej sytuacji doszło do poważniejszego wypadku, prawo jest po mojej stronie. Tymczasem jednak zostałem pozbawiony złudzeń, doszło do precedensowego rozstrzygnięcia - materiał tu:
http://fakty.tvn24.pl/ogladaj-online,60/wroclaw-sedzia-uniknal-kary-za-potracenie-rowerzysty,425571.htmlW skrócie: rowerzysta jechał ścieżką, doszło do kolizji z samochodem, którego tam nie powinno być, sprawca nie poniósł konsekwencji.
Oznacza to, że prawo nie chroni rowerzysty nawet w tak ewidentnej sytuacji. Problem w tym, że wraz z "lawinowym" przyrostem ilości ścieżek rowerowych i CPR-ów takich wypadkogennych miejsc gwałtownie przybywa. Tu już nie chodzi o taki "szczegół", że ścieżki są niewygodne, one same w sobie stanowią zagrożenie.
Warszawa pod tym względem nie jest tragiczna, jest (ciągle) mnóstwo miejsc, gdzie ścieżek nie ma, więc jedzie się normalnie ulicą. Tam gdzie ścieżki są, kierowcy nabuzowani swoją "znajomością" przepisów próbują usuwać (najczęściej trąbieniem lub wrzaskami - doświadczyłem tego co najmniej kilkadziesiąt razy) rowerzystów z jezdni. W mediach też całkiem sporo materiałów pod tytułem: ci bezczelni rowerzyści, ścieżek przybywa, a oni nie chcą po nich jeździć. Tymczasem z mojego punktu widzenia np. sławne Trójmiasto jest już praktycznie nieprzejezdne, no chyba że ktoś godzi się z tym, że co chwila musi hamować do 5-10 km/h.
Konkluzja: przepis zmuszający rowerzystę do jazdy po ścieżce lub CPR jeśli takowy zbudowano, jest IDIOTYCZNY. Niech po ścieżkach jadą ci, którzy nie chcą jechać po jezdni, pozostałych nie powinno się do tego zmuszać.
Nie wiem, ile osób podziela mój pogląd w tej sprawie, ale jeśli jest takich osób więcej, uważam, że warto to zgłosić jako drobną poprawkę do przepisów drogowych.