Spotkałem się z podobnymi absurdami ze dwa czy trzy razy.
Na jednym osiedlu (na Tarchominie) po przejściach z ochroną na głównej bramie po prostu zacząłem jeździć do jednej z dwóch furtek, gdzie nie było daleko, nie było ochrony, a był domofon - to rozwiązywało problem. Wystarczyło dryndnąć do kogoś, kto nie ma okien na tą bramkę (nawet metodą prób i błędów) i wpuszczał na hasło "poczta", "ja", "kurier", ""ulotki", "proszę otworzyć" lub jedno z tysiąca innych, podobnych haseł. Często zresztą nawet tego nie musiałem robić - ludzie widząc osobę z rowerem sami otwierali mi bramkę myśląc, że ejstem z osiedla (zwłaszcza, że bywałem tam często i się ludziom opatrzyłem). Za to z umiłowaniem wyjeżdżałem zawsze przez bramę przy ochronie, tą ze szlabanem - nawet gdy mi było nie po drodze
Z czasem (a bywałem tam regularnie, przez długie lata) i ochrona sobie odpuściła walczenie ze mną. Zrozumieli pewnie, że jak zechcę to i tak wjadę jak do siebie.
Na innym elitarnym osiedlu (Ochota) raz mnie ostro pogonili, bo wjechałem na teren razem z jakimś samochodem, któremu akurat otworzyli szlaban. Fajnie było, pojeździłem sobie po osiedlu (szukałem właściwego bloku, ale mogło to wyglądać jakbym celowo dał się facetowi wybiegać) z ganiającym za mną ochroniarzem groźnie pokrzykującym za plecami, a potem już tylko głośno sapiącym. A że byłem tam tylko ten jeden jedyny raz i to na króciuteńką chwilkę (odbierałem zakup z jakiegoś e-sklepu, który się tam mieścił), to niezbyt mnie obchodziło cokolwiek. Facet mnie w końcu "dorwał", gdy już odebrałem zakup i odpinałem rower. Gdy się już wysapał i wyharczał, straszył mnie oczywiście wieloma przerażającymi rzeczami (w tym policją), aż więdły okoliczne kwiatki. Powiedzenie, że mam to wszystko w dupie i niech se robi co chce, bo jestem tu pierwszy i najpewniej ostatni raz, musiało facetowi popsuć dzień o wiele bardziej niż całe wcześniejsze bieganie.
Na innych osiedlach problemów sobie nie przypominam, wpuszczali mnie jak swojego - ochrona albo mieszkańcy. Albo wjeżdżałem jak do siebie z jakimś samochodem, któremu podnoszono akurat szlaban. Generalnie teraz zamiast walczyć z ochroną, wolę sam do nich podjechać i pogadać, popytać. To w większości mili i pomocni ludzie. Jak się spreparuje odpowiednią gadkę, to drogę wskażą do właściwego bloku, podpowiedzą gdzie rower przypiąć i jeszcze człowiekowi pootwierają, drzwi lub furtkę przytrzymają, bym z rowerem na pewno nic nie zarysował
Jedno miejsce, gdzie mam wieczne problemy z ochroną to TVP na Woronicza. Ile razy zaproszą, tyle razy nie powiadomią ochrony na bramie wjazdowej od Samochodowej, że będzie klient i to z rowerem. Ale tutaj patent jest inny. Ponieważ telewizja nie znosi próżni, a zwłaszcza braku zaproszonych i zareklamowanych gości, zwykle na kilka minut przed audycją sami dzwonią do mnie, że gdzie ja jestem, czy się spóźnię i ile. Odpowiadam wtedy, że już byłem na bramie, ale mnie nie wpuścili, to sobie pojechałem i teraz jestem w okolicznym warzywniaku na zakupach, ale jakby co, to mogę wrócić na bramę za kilka minutek jak tylko skończę zakupy. A potem patrzę jak osoba odpowiedzialna za gości robi rekordowy czas w sprincie spod studia do bramy lub w panice dzwoni do ochrony i wszystko załatwia. Presja czasu w telewizji to podstawa, bez tego nic nie umieją dobrze zrobić - wszystko musi być robione na ostatnią chwilę. Trzeba więc dać im szansę się wykazać tym jak się cudnie ratują z opresji, w które się sami wpędzili. Jak podjeżdżam pod bramę drugi raz, zawsze już wszystko jest załatwione, szlaban w górze i jeszcze poganiają, by szybciej do studia jechać
Inna sprawa, że ostatnio wszystkie nagrania są w nowym budynku, więc nie ma bramy, nie ma ochrony, a jazdy zaczynają się dopiero w budynku :| Mój świat stał się dużo smutniejszy