Jak napisałem na początku, nie jestem pewien faktycznej wartości takiego rozwiązania, ale daleki jestem od mówienia, że jest do niczego.
Nie są do niczego. W pewnych specyficznych warunkach mogą być sensowne. Czytaj ze zrozumieniem.
1. Kosztów właśnie najbardziej się obawiam, ale nie sądzę, żeby były aż tak tragiczne.
Byłyby tragiczne - generalnie w budowlance estakady, wykopy i tunele to najdroższy sposób rozwiązywania problemów. Zwykle tak gdzieś dwudziestokrotnie droższy niż kładzenie asfaltu w poziomie gruntu. Sprawdź sobie dowolny katalog budowlany, gdzie masz szacunkowe koszty. 20 razy drożej wyjdzie kładka rowerowa niż ddr po gruncie.
Przyjmujesz złą perspektywę. W Warszawie takie rozwiązanie byłoby absurdalnie kosztowne, bo relatywnie grunt jest tani
Tylko, że drogi rowerowe w miastach buduje się jednak zwykle na gruncie miejskim. Sytuacja w której miasto musi coś dokupić jest bardzo BARDZO rzadka (zwykle jest to budowa nowej ulicy lub poszerzanie starej, a budowa ddr jest przy okazji). W Warszawie, gdzie pasy drogowe mają po 50+ metrów szerokości to w ogóle nie jest problemem ilość gruntu na DDR, tylko DECYZJA POLITYCZNA by nieco z tych 50+ metrów zabrać kierowcom.
w przypadku Singapuru czy Tokio zastanawiałbym się, czy nie wyjdzie nawet taniej.
Budowa estakady w strefie sejsmicznie aktywnej tańsza niż cokolwiek puszczanego po gruncie? Wątpię. Bardzo wątpię.
Poza tym cały czas przyjmujesz błędne założenie, że budowa DDR musi oznaczać wykup gruntu. W realnym świecie to są jakieś totalnie marginalne przypadki, gdy tak jest. Opiniowałem w Warszawie kilkaset projektów budowy DDR i temat dokupywania gruntu to był jakiś totalny margines projektów. Zwykle przestrzeń (pas drogowy) jest i tylko tą przestrzeń trzeba redystrybuować, na co wola polityczna jest albo jej nie ma.
2. Gdyby te trasy szły obok istniejących dróg, to faktycznie taki zarzut miałby sens. Ale tak nie jest - to są zupełnie alternatywne połączenia. Tak, jak np. DDR przez Pole mokotowskie. Przecież to jest po prostu dodatkowa trasa. Nie popadajmy w skrajność - infrastrukturę rowerową można też budować poza jezdniami.
Można budować poza jezdniami, czasem ma to sens. Tylko, że:
1) Po pierwsze, zwykle tam gdzie ludzie chcą jechać, są akurat ulice. Bo ulice buduje się (budowało się) tak by zaspokoić potrzeby transportowe. Pomijam oczywiście jakieś zaszłości historyczne czy bariery terenowe (np. skarpa wiślana, Wisła, rezerwat przyrody) , ale zwykle jak weźmiesz dowolne osiedle w Warszawie i centrum, to okaże się, że pomiędzy nimi najszybciej byłoby rowerem jechać ulicą, a park jeżeli ktokolwiek wybiera to nie dlatego, że szybciej, a ciszej, bezpieczniej itp. Pomiędzy dzielnicami i innymi typowymi źródłami i celami podróży też zwykle są ulice.
2) Po cholerę komu estakada rowerowa w parku lub lesie, skoro można spokojniej i mniejszym wydatkiem energetycznym (bo nie musisz wjeżdżać rowerem 10m w pionie na estakadę) pojechać "po gruncie"? A przy tym 20x taniej
Nie można spychać rowerzystów z jezdni, ale nie można też spychać ich bez sensu na jezdnię. Jeśli można zrobić rowerową trasę turystyczną/rekreacyjną z ładnymi widoczkami (akurat w temacie, patrz: National Byway, którego prezesem jest Foster) albo zbudować niezależne od lokalnych dróg połączenie, to czemu nie?
Dlatego napisałem, że gdzieś tam, gdzie są specyficzne sytuacje terenowe, rozwiązanie może się sprawdzić. Wyobrażam je sobie np w Olsztynie, gdzie są duże różnice wysokości - po gruncie musiałbyś jechać 40m w dół, a potem w górę, a "rurą" mógłbyś cały czas w jednym poziomie, co by ograniczyło wydatek energetyczny i czas przejazdu. Ale w Warszawie nie widzę ani jednego miejsca, gdzie by taka rura miała sens. Może Ty jakieś wskażesz?
Za trasy turystyczne i rekreacyjne na estakadach, które kosztują krocie, proponuję się w Warszawie brać, jak rozwiążemy problemy absolutnie podstawowe jak dojazd rowerem do centrum, trasy między dzielnicami, parkingi rowerowe, dostępność uliczek w centrum itp. Inaczej za 10 lat będziemy mięli piękną rowerową tubę długości 3km gdzieś na zadupiu i nic więcej
3. Autostrady też mają znikomą dostępność . Przecież to są drogi na długie dystanse! One łączą obszary oddalone od siebie nawet o 50km.
I też w zdecydowanej większości biegną po gruncie, a nie po estakadach
Estakady są DROGIE! Estakady z zadaszeniem są nawet jeszcze droższe, czego przykłady mięliśmy na trasie Toruńskiej.
Poza tym porównanie dróg rowerowych z autostradami jest bez sensu - autostrady służą do szybkiego KOMUNIKACYJNEGO pokonywania DUŻYCH DYSTANSÓW (setki lub tysiące km). Trudno mi znaleźć taki ruch rowerowy, co KOMUNIKACYJNIE pokonuje np. 300km dziennie. Są tacy pojedynczy rowerzyści (mnie też się zdarzały trasy np. Opole-Łódź, czy Lublin-Warszawa), ale nie będę postulował budowy dla tych kilku ludzi podniebnych estakad z Gdańska do Warszawy, czy z Krakowa do Wrocławia, bo to nie ma żadnego ekonomicznego sensu, a skutecznie zabije możliwość finansowania rzeczy tańszych i dalece bardziej potrzebnych.