Jak zwykle na Noakowskiego dostawczaki stały blokując dziś ruch i skłaniając kierowców do omijania ich po "ścieżce rowerowej". Samochody te stały przy lewej krawędzi jezdni (co jest dopuszczalne na ulicach jednokierunkowych ale tylko o małym natężeniu ruchu), blokując prawidłowo zaparkowane pojazdy i powodując utrudnienia w ruchu (pozostali kierowcy muszą wjechać na krawężnik i jechać "ścieżką"). Stanąłem i ja - przy prawej krawędzi DDRiP, tej bliżej jezdni, bo czemu nie? Mogę? Mogę!
Kierowca dostawczaka najpierw poinstruował mnie, żebym się odsunął, bo "po tej trasie zaraz samochody będą jeździć żeby [go] ominąć". Tak, widać że często jeżdżą - krawędź bliżej jezdni na całej długości jest już spękana. Miało to być rzekomo wiosną naprawiane i co? Widział ktoś jakieś naprawy?
Osobówki a nawet SUVy przeciskały się na gazetę. Jednak kierowcy mieli problem i ten problem w ich mniemaniu to ja spowodowałem. Nie mogli wiedzieć kto z nas (dostawczak czy ja) zatrzymał się pierwszy, nawet gdyby to miało znaczenie. NIKT z jadących nie przyczepił się do kierowcy dostawczaka a wobec mnie było trochę werbalnej agresji i grożenia czynami zabronionymi.
Wnioski. Kierowca mając do wyboru konflikt z innym kierowcą a innym rowerzystą, w sytuacji gdy obaj postępują tak samo - wybierze rowerzystę. Jesteśmy widziani jako słabsi i gorsi nie tylko w czasie jazdy ale przez sam fakt, że nie poruszamy się samochodem. W opinii kierowcy to ten kto ma samochód - ten ma rację. Kierowcy nie kierują się przepisami ruchu drogowego ani zdrowym rozsądkiem lecz instynktem stadnym.
BTW: mam samochód, zarejestrowany w Warszawie.
BTW2: to tyle jeśli chodzi o bzdurę, że rowerzysta na "ścieżce" jest bezpieczniejszy od tego na jezdni.