@Raffi
Odpowiadając na Twoje pytanie: nie jeździłam tam rowerem. ALE możliwe jest zbadanie więcej niż połowy trasy za pomocą Street View.
Tylko na Googlu masz obraz STATYCZNY. A problemem tam są zachowania DYNAMICZNE, związane z RUCHEM zarówno pieszych jak i rowerzystów. RUCHU na zdjęciach raczej nie zobaczysz
Tyle się mówi o tym, żeby urzędnicy nie decydowali o ścieżkach zza biurka. Sami nie powinniśmy też tego robić, bo wyjdziemy na hipokrytów.
Większość przejść, jakie widziałam ma lepszą widoczność, niż wiele w stolicy.
Tylko w stolicy masz w tych miejscach z kiepską widocznością 100x mniejszy ruch pieszy i 10x mniejszy ruch rowerowy.
W Sopocie masz ten brak widoczności w najbardziej ruchliwym miejscu rowerowym, które jednocześnie jest najbardziej ruchliwym miejscem pieszym, a w dodatku jednocześnie jest dość ciasne. Ruch też jest specyficzny, bo nie są to normalni piesi, lecz w sporej większości ludzie z wózkami, torbami, gadżetami plażowymi (w stylu wielki parasol pod pachą) itp. Plus ruch ten jest bardzo zmienny - np gdy przypływa tramwaj wodny z Helu, to Ci się naraz wysypują dwie setki pieszych i rowerzystów na już wcześniej dość tłoczne molo (to samo, na którym jest zakaz), a z mola na ten ciąg. Stąd na zdjęciach możesz wielu rzeczy nie widzieć. Wystarczy, że ktoś je robił o innej godzinie.
(To 100 i 10 x to porównanie z Wałem Miedzeszyńskim, gdzie jest fatalna widoczność lub z trasą Siekierkowską, więc jak masz na myśli inną lokalizację w WAW, to wyniki mogą być inne)
Zauważyłam tylko jeden skrajny przypadek, gdzie widoczność ogranicza ogrodzenie w postaci muru. Należy też zauważyć, że nawet Sopot odkrył wynalazek lustra, i zastosował w strategicznych miejscach.
Należy też zauważyć, że to absolutnie nic nie zmienia, bo problemem (przynajmniej wg mojej obserwacji) jest to, że cykliści nawet widząc pieszego po prostu go przez przejście nie przepuszczają. To zresztą nie jest problem tylko Sopotu, który w ogóle nie jest problemem przy mniejszym ruchu rowerowym i pieszym, a może być problemem gigantycznym w bardzo wyjątkowych sytuacjach.
Plus to, że teraz ciąg ten jest za wąski, zarówno część piesza jak i rowerowa. Co się robi w takiej sytuacji na normalnej ulicy? Zmniejsza się ich prędkość pojazdów, lub wręcz się ją zamyka dla aut. Zamykanie w Sopocie odpada, bo nie ma trasy alternatywnej. Ale nie bardzo mam pomysł co można zrobić tam mądrzejszego niż spowolnienie ruchu.
I żeby była jasność: Nie uważam, że to co popieram, to rozwiązanie dobre. Po prostu nie widzę lepszego. Docelowo - jak pisałem - powinna powstać trasa alternatywna, a obecny ciąg musi zostać poszerzony, a części piesza i rowerowa odseparowane. Problemem jednak jest, że nie za bardzo można odłożyć problem na półkę i wrócić do niego za 10 lat.
I żeby była jasność 2: To, że popieram ograniczenie prędkości w tym specyficznym miejscu, nie znaczy że popieram je wszędzie. To rozwiązanie moim zdaniem jest dla tego bardzo wyjątkowego miejsca w Sopocie, a nie np dla Poznania, czy Warszawy, gdzie warunki są inne.
Co jeszcze mogę powiedzieć... Sopot już przyzwyczaja pieszych, że należy się bać rowerzystów jak ognia.
I to jest właśnie w tym miejscu CHORE. To tak samo jak byś twierdził, że problemu nie ma na ulicach, bo kierowcy już przyzwyczaili cyklistów, że mają się bać, uciekać spod kół, a najlepiej zostać w domu.
To jest prawo kaduka i wprowadzanie sprawiedliwości metodą klaksonu i zderzaka. Słowem: Rosyjska Szkoła Jazdy. W życiu nie sądziłem, że znajdę cyklistę, który się na takie metody godzi i podaje je jako dobry przykład.
Stosuje zapory przy przejściach niczym przy przejeździe kolejowym.
Zapory to pomyłka, wynikająca ze złej diagnozy problemu. Ktoś pomyślał, że tam piesi wbiegają cyklistom pod koła i zapory są po to by nie wbiegali, lecz musieli zwolnić i się rozejrzeć. Tylko, że jeżeli problemem nie są piesi, to zapory się nie sprawdzą i nie będą rozwiązaniem.
Swoją drogą to chore by spowalniać ruch tego, kto ma pierwszeństwo. To klasyczna szkoła drogownictwa z lat 70-tych, widoczna również w postaci cholernie niebezpiecznych zakrętów ścieżek przed skrzyżowaniami lub w przerywaniu ciągłości tras rowerowych by rowerzysta przeprowadził rower przez jezdnię po pasach "bo tak będzie bezpieczniej". Statystyki pokazują, że to NIE DZIAŁA na jezdni. Czemu miałoby zadziałać na drodze rowerowej?
Twierdzisz, że największy ruch pieszy panuje w okolicy molo. Już teraz obowiązuje zakaz jazdy rowerem w tym miejscu, więc nie wiem, jakie można tu dołożyć ograniczenia.
Widzisz właśnie tak gada się z kimś, kto zza biurka, z drugiej połowy kraju coś proponuje. Nie byłeś, to skąd możesz wiedzieć, że na molo przypływają tramwaje wodne z Helu, bardzo popularne wśród turystów rowerowych. Jak łatwo zgadnąć, mało kto rower prowadzi, bo 40-kilowy rower ogólnie ciężko się prowadzi. Łatwiej się nim jedzie, nawet te 10km/h.
Dodatkowo w jednym komentarzu utrzymujesz, że wolna jazda kolarką może powodować zarzucanie rowerem nawet o 1 metr! A odnośnie tego pomysłu utrzymujesz, że taka prędkość jest najlepsza. Nie widzisz tu sprzeczności?
Jak możesz to zacytuj dokładnie obie moje sprzeczne wypowiedzi. Trudno się odnieść do czegoś bliżej niesprecyzowanego, co może być wyjęte z kontekstu, albo niedokładnie zacytowane.
Wracając do absurdalnego moim zdaniem prawa. Jakie działania zostały poczynione, aby zmniejszyć ilość "zdarzeń" z rowerzystami do tej pory? Ile nałożono mandatów za nieudzielenie pierwszeństwa, lub za jazdę chodnikiem/chodzenie DDR, a może za wyprzedzanie na trzeciego? Moim zdaniem powinno się wykorzystać dotychczasowe prawo, a nie tworzyć kolejne, bez możliwości jego weryfikacji.
I to wbrew pozorom jest chyba najsensowniejszy z Twoich argumentów. Bo faktycznie, jeżeli cykliści łamią prawo, to istnieje zagrożenie, że do nowego prawa (znaku) też się zwyczajnie nie zastosują. Tu się muszę z Tobą zgodzić.
Nie wiem co robili miejscowi by respektować prawo. To dobre pytanie do miejscowych. Może faktycznie wystarczyłaby intensyfikacja działań. Z drugiej strony - podejrzewam, że 90% cyklistów na tej ścieżce to turyści, co przejeżdżają tam raz. Zatem mandat, czy pouczanie nie da nic, bo ten cyklista i tak tu pewnie nie wróci.
A niestety prawda jest taka, że generalnie w miejscowościach wypoczynkowych jest spore zdziczenie, bo ludzie są daleko od domu i nie czują wstydu, że coś robią nie tak. Nie dotyczy to tylko cyklistów, ale nielegalnego parkowania, zachlewania mordy, szczania po bramach i tysiąca innych zagadnień. Dlatego też pytałem, czy ktoś tam był. Bo moim zdaniem to bardzo specyficzne miejsce i nie znając tej specyfiki absolutnie nie da się tam niczego zaproponować.
Warto też dodać, że miejscowi cykliści (Gdańska Kampania Rowerowa) wypowiadają się o pomyśle ograniczenia prędkości pozytywnie. A to są ci od mastyksowych, bardzo wysokiej jakości dróg rowerowych w Gdańsku. Znają sytuacje lokalną dalece lepiej niż ja i Ty. Wydaje się, że po prostu wiedzą co mówią