Właśnie w tej chwili na TVN24 wałkują temat, muszę powiedzieć, że tłumaczenia tego chłopaka są żenujące (Nie wiedziałem, ile jadę, nie mam obowiązku mieć licznika).
A moim zdaniem są całkiem niezłe. Chłopak w końcu rozwiąże jeden z kilku dylematów cyklistów - jak to jest z tą prędkością.
Bo obecnie prawo jest nielogiczne. Nie wymaga prędkościomierza, a wymaga trzymania się prędkości. Jestem w stanie zrozumieć, gdyby chłopak przekroczył ją o 30km/h, wtedy byłoby to ewidentne - nawet bez licznika. Ale o 16km/h... na oko wiele osób nie będzie w stanie tego odróżnić. Także wykroczenie wcale nie jest takie oczywiste, jakby się wydawać mogło.
Plus są jeszcze inne wątpliwości: - Czy fotoradar jest w stanie poprawnie określić prędkość roweru, czy ma odpowiednią homologację na takie pojazdy. Jak nie ma, to Gość sprawę wygra niejako z automatu.
- Podobno na wydruku, który pokazano cykliście było "0 km/h", co w ogóle podważa, że jakiekolwiek wykroczenie miało miejsce. Gdy ja na jakimś festynie testowałem z Gromanikiem fotoradar naszej Straży Miejskiej, też robił nam zdjęcia poprawnie, ale nie umiał podać prędkości z jaką jechaliśmy. Więc możliwe że i tutaj tak będzie - wtedy cała sprawa jest wygrana z automatu, bo SM nie będzie mogła udowodnić wykroczenia.
-Jak na zdjęciu twarz rowerzysty będzie niewyraźna, albo w jakikolwiek sposób chłopak będzie umiał podważyć "pewność" Straży Miejskiej, że to właśnie On kierował rowerem złapanym na zdjęciu, wygra sprawę z automatu.
-Chłopak twierdzi, że wyjechał z lasu jakoś tak, że nie minął po drodze żadnego znaku z ograniczeniem prędkości do 30 km/h. Jeżeli udowodni, że oznakowanie było niekompletne, a On wyjechał z drogi publicznej, to też wykroczenia nie było.
Generalnie sprawa jest bardzo ciekawa. Zwłaszcza ciekawy jest aspekt prędkości bez licznika. Niezależnie, czy facet wygra, czy przegra, będzie pewien precedens (do tej pory takich spraw nie było), a uzasadnienie wyroku będzie na pewno bardzo ciekawe.