Jak to możliwe? Czyżby światła na skrzyżowaniach były zbędne?
W wielu miejscach są zbędne. Na Zachodzie w ogóle coraz rzadziej się stosuje sygnalizacje. Raczej buduje się ronda, ronda turbinowe lub robi taki przekrój jezdni, by sygnalizacja nie była potrzebna.
Warszawa ma ponad 900 sygnalizacji i jest to spowodowane głównie tym, że duża część ulic w Warszawie jest zwyczajnie przewymiarowana, przez co zachęca do szybkiej jazdy, niebezpiecznych zachowań i braku współżycia z innymi uczestnikami ruchu (np zatrzymywania się i przepuszczania pieszych). Paradoksalnie, te szerokie trasy ze światłami co 150m zmniejszają też przepustowość ulic.
Dochodzę do ludzi na przejściu dla pieszych... ktoś tam nagle wchodzi na jezdnię, ja spojrzałem na światło czy mam zielone i... Czarne. Wyłączone światła. Co ciekawe, od strony Raszyna prawie nic nie jechało, za to na 17 Stycznia pełno samochodów próbujących skręcić tam w Al.krakowską, ale ruch odbywał się o dziwo płynnie. Tak jak przechodziłem chwilę potem przez 17 Stycznia w stronę Maka - nie musiałem czekać, ktoś wszedł na jezdnie, kierowca nie widząc świateł wcześniej zatrzymał się, puścił... Kultura! Centrum Europy można by rzec!
Miałeś nieco szczęścia. Niektórzy kierowcy są tak przyzwyczajeni, że myśli za nich sygnalizacja, że po jej wyłączeniu zupełnie sobie nie radzą. Obserwowałem takie wyłączenie u mnie na Modlińskiej. W 15 minut były 3 czy 4 stłuczki i śmiertelne potrącenie na pasach. Kierowcy po prostu przyzwyczaili się, że jak nie ma czerwonego, to na pewno nic nie jedzie i nie przechodzi w poprzek. Dzwonili się, aż huk szedł.
Tam, gdzie sygnalizacja psuje się częściej, albo mniej jest kierowców "codziennych", którzy jeżdżą na pamięć, takich problemów nie ma.