Wczoraj wstałem o szóstej rano, do dziewiętnastej pracowałem fizycznie a potem wsiadłem za fajerę żeby wrócić z okolic Monachium do Warszawy. Do teraz (18:47) zdążyłem złapać jakieś dwie godziny snu. Szanse na moje pojawienie się są w najlepszym przypadku marne, ale jeśli nachlam się kawy i nawciągam tabaki to może dam radę
Woydzio
P.S. Nie liczcie jednak na to, że jeśli się pojawię to będę jechał szybko. Nawet moje rezerwy energii mają swoje granice.